Nasza skarbonka już w styczniu powiedziała nam, że możemy się w końcu wybrać do hotelu Verte w Warszawie, przedstawiciela Autograph Collection, czyli w istocie obiektu należącego do programu Marriott Bonvoy. Znalezienie odpowiedniego terminu dla naszej wizyty zajęło nam dłuższą chwilę. Ostatecznie, do hotelu wybraliśmy się niedługo po wakacjach.
Przed przyjazdem
Wybór odpowiedniego terminu zajął nam większą część roku. A to ceny były zbyt wygórowane, a to imprezy bądź wydarzenia w pobliżu hotelu odstraszały nas od danej daty. Było też wreszcie wiele potencjalnych kolizji z innymi naszymi wyjazdami. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na jeden z wrześniowych weekendów, który zbiegł się ze szczególną dla nas datą, którą postanowiliśmy świętować w hotelu. Nasze oczekiwania w stosunku do obiektu były zarazem wysokie i niewysokie – spróbujemy to wyjaśnić. Część naszych znajomych, która gościła już w tym miejscu wypowiadała się o nim raczej pozytywnie, czasami używając superlatyw, które wydawały nam się nieco na wyrost. Mimo to, generalny przekaz, który przyjmowaliśmy w sprawie Verte był pozytywny. Z drugiej jednak strony, polski rynek hotelowy nauczył nas temperować oczekiwania i nie liczyć na zbyt wiele.



Na dzień przed pobytem w hotelu w aplikacji Marriott Bonvoy pojawiła się informacja o upgrd naszego zarezerwowanego pokoju Moderno do pokoju Capriccio. Jeśli patrzyć na suchy opis kategorii pokoi w hotelu Verte, wyposażenie obu tych miejsc jest identyczne, a jedyna różnica polega na wielkości pomieszczeń. Z drugiej jednak strony, jest to upgrd o dwie kategorie pokoi, co, biorąc pod uwagę nasz całkowity brak jakiegokolwiek statusu w programie lojalnościowym Marriott Bonvoy, jest sporym zaskoczeniem. Spoglądamy tu szczególnie w kierunku innych programów LOJALNOŚCIOWYCH, które nieczęsto bywają bardziej hojne nawet dla posiadaczy najwyższych statusów.
Po przyjeździe
Do hotelu docieramy na piechotę, a wcześniej komunikacją miejską. W dniu naszego zameldowania trwa właśnie Maraton Warszawski, w związku z tym, zbliżając się do ulicy Miodowej, od strony której znajduje się jedno z wejść do hotelu, mamy okazję zarazem obserwować to wydarzenie i przeciąć jego trasę – oczywiście z zachowaniem wszelkiej ostrożności.

Kiedy wchodzimy do hotelowego lobby, przy niewielkiej ladzie recepcyjnej swoje sprawy załatwia jeden z gości. Ustawiamy się zatem w przysłowiowej, choć nieformalnej kolejce i czekamy na swoją kolej, przyglądając się przy okazji z zaciekawieniem wnętrzom stosunkowo małego pomieszczenia. Nie tak wyobrażaliśmy sobie recepcję tego pięciogwiazdkowego hotelu.
W czasie naszego oczekiwania w pomieszczeniu zaczynają pojawiać się kolejni goście. Pojawia się też bellboy, który po zakończeniu formalności gościa z Recepcjonistą odprowadza tego pierwszego w kierunku wind. Recepcjonista, po załatwieniu spraw, rozgląda się i zaprasza nas do kontuaru uśmiechem i delikatnym, potakującym skinieniem głową, kiedy nasze spojrzenia się spotkają.
Po przekazaniu dokumentów i odnalezieniu rezerwacji w systemie Pan Mateusz wita nas po imieniu, po czym przechodzi spokojnie do potwierdzenia szczegółów naszej rezerwacji. Rozmowa zdecydowanie odbiega od standardów, do których przyzwyczaiły nas w ostatnim czasie nawet rzekomo luksusowe krajowe hotele. Jeśli chcielibyśmy oddać jej ducha, to było to umiejętne wplatanie niezbędnych formalności w lekką pogawędkę o pogodzie, maratonie i innych aktualnych tematach, uzupełnione w nienachalny sposób informacjami na temat oferty hotelu oraz sposobu działania serwisów takich jak śniadanie, bar czy strefa sportowa. My w szoku. Taka mała rzecz, a człowiek od razu czuje się inaczej, lepiej. Otrzymujemy również informację o upgrd do pokoju executive – ale zaskoczeni niestandardowo miłą i gościnną atmosferą podczas pierwszego zetknięcia z obsługą hotelu, nie mamy głowy do dociekania co to w zasadzie w hotelu Verte tak naprawdę znaczy. Może innym razem.

Kiedy przychodzi czas na podpisywanie karty rejestracyjnej oraz wyrabianie kluczy, otrzymujemy kolejny nieoczekiwany, ale całkowicie pozytywny cios w potylicę. Otóż, w hotelu Verte, podczas naszego pobytu, nie miała zastosowania zasada hotelowej “świętej trójcy”. Był element umownie zwany przez nas „dowodzikiem”, były karty – klucze, ale zabrakło najważniejszego! Nikt nie prosił nas o płatność z góry, czy dodatkowe zabezpieczenia – w ogóle nie poruszono kwestii pieniędzy. Z jednej strony to szok, bo Hotelarze od dawna nie tyle przyzwyczaili nas, co wytresowali do bezsprzecznej konieczności płatności podczas meldowania. Z drugiej jednak, rezerwacja, którą dokonaliśmy za pomocą programu lojalnościowego hotelu potwierdzona jest kartą płatniczą, z której hotel może ściągnąć odpowiednią kwotę w każdej chwili. Po raz kolejny – my w szoku.
Na zakończenie pokazu recepcyjnej wirtuozerii Pan Mateusz informuje nas, że w każdej sprawie możemy się zwrócić przez całą dobę do osób pracujących w recepcji, które chętnie pomogą nam w każdej sprawie.
Ale to absolutnie nie jest koniec naszej interakcji z Recepcjonistą. Po załatwieniu spraw formalnych, wychodzi on zza kontuaru i proponuje, że odprowadzi nas do wind. I tak się właśnie dzieje. Jako, że hotel Verte za swoją siedzibę wybrał połączone Pałace Branickich i Szaniawskich, niektóre rozwiązania funkcjonalno – architektoniczne są tu mniej oczywiste. Tak też się ma sprawa wind – aby do nich dotrzeć należy przejść przez pomieszczenie, które należałoby chyba nazwać klatką schodową, gdyż to właśnie tu znajdują się schody prowadzące na wyższe i niższe kondygnacje. W kolejnej sali znajduje się, między innymi, dojście wind. Pan Mateusz wskazuje nam drogę, przy okazji zabawiając informacjami na temat historycznego charakteru budynku, jego związku z polską państwowością z dodatkiem historyjek i anegdotek zarówno w kwestii dawnych dziejów, jak i nieco nowszych wydarzeń, związanych z remontem obiektu. Rozmowa trwa aż do czasu pojawienia się windy, po otwarciu której Pan Mateusz zaprasza nas do środka, wybiera odpowiedni przycisk piętra na tablicy, życząc nam po raz kolejny udanego pobytu.



Zanim jednak dotrzemy do naszego pokoju, jeszcze jedna anegdotka.
Wychodząc z windy, vis-a-vis drzwi do niej spotykamy wózek housekeepingu, a za nim Pracownicę hotelu, która kiedy tylko nas zauważa, wita się z nami. Jako, że jesteśmy w tym miejscu pierwszy raz, szukamy drogowskazów, które skierują nas w odpowiednią stronę. Pani z housekeepingu usłyszawszy tylko numer pokoju, którym się wymieniamy, z uśmiechem na twarzy wskazuje nam kierunek, w którym powinniśmy się udać. Właśnie dzięki takim miłym sposobom komunikacji goście czują się odrobinę lepiej zaopiekowani, odrobinę milej widziani, nieco mniej jak goście bezdusznego, bezimiennego, jednego z wielu hoteli jakich wiele. Doceniamy.
Pokój – Capriccio z łóżkiem typu king 106 (Capriccio King Guest Room 106)
Nasz pokój, jak wskazuje jego oznaczenie, znajduje się na pierwszym piętrze, niedaleko klatki schodowej i wind. W pierwszym momencie, przypomniał nam wrażenia z pobytu w Crowne Plaza Warsaw – The HUB. Oczywiście, nie są to te same pokoje, ale pewne podobieństwo nie trudno tu dostrzec.
W pokoju dominuje duże łóżko z wysokim wezgłowiem i szafkami nocnymi po każdej ze stron. Po stronie prawej dodatkowo umieszczono biurko z fotelem, który mimo przyjemnego wyglądu, w użytkowaniu okazał się nieco zbyt niski i niezbyt wygodny. Tu też znajduje się minibar z typowo hotelowymi cenami, biorąc jednak pod uwagę porównanie z cenami ze sklepiku z Park Inn by Radisson Kraków – albo hotel Verte się nie docenia, albo jednak typowy krakowski przedstawiciel sieci Radisson jednak przesadził z samooceną.
Przed łóżkiem ustawiono wysoki stolik z dwoma wygodnymi fotelami. Po prawej stronie, pomiędzy drzwiami a biurkiem znajdziemy rzecz naszym zdaniem absolutnie podstawową w każdym hotelu, której w ostatnich czasach na próżno w nich szukać. Mówimy tu o prozaicznej podstawce pod bagaż.
Na ścianie vis-a-vis łóżka znajduje się spory telewizor, a pod nim komoda, dająca gościom dostęp do niemałej przestrzeni swojego blatu.
Po lewej stronie łóżka, na dużej części ściany mamy dostęp do wysokich, dających się otworzyć (sic!) okien, które wychodzą na dziedziniec Pałacu Szaniawskich – miejsca, do którego taksówki najczęściej podwożą gości przybywających do hotelu, a także w pobliżu wjazdu do hotelowego garażu.




Po lewej stronie od wejścia do pokoju stworzono coś w rodzaju garderoby, która oprócz swojej wygody i użyteczności służy też jako przejście do łazienki.
Ta ostatnia jest słusznych rozmiarów. Prosta, ale urządzona ze smakiem. Bardzo przypadł nam do gustu fakt wykorzystania dostępu do okna, podobnego do tych z pokoju i otwarcia pomieszczenia na światło dzienne. W słoneczny, jesienny poranek, poranna toaleta w takim miejscu z widokiem – niby to centrum miasta, a jednak znajdujemy się w wykrojonej z niego oazie, była naprawdę przyjemna.
Duża umywalka, ogromne lustro, spora przestrzeń blatu, kosmetyki marki Diptyque, komplet przyborów higienicznych, wygodny, przestronny prysznic, podgrzewana podłoga – czegóż więcej potrzeba w takim miejscu?




W przydzielonym nam pokoju czuliśmy się bardzo swobodnie i bardzo dobrze zarazem.
Jedynym z nielicznych zarzutów, który moglibyśmy sformułować w stosunku do swojego pokoju, a szczególnie w kierunku łazienki, to kwestia ręczników, a w zasadzie ich stanu. Były oczywiście czyste i śnieżnobiałe, ale zarazem twarde i „drapiące”. Zdecydowanie bardziej wolelibyśmy, aby były miękkie i puszyste. Najwidoczniej jednak, nie można mieć wszystkiego.

Z minusów, które zauważyliśmy w pokoju – na biurku, połączonym z blatem z czajnikiem i ekspresem do kawy brakowało gniazd zasilania – co prawda tych dla wymienionych urządzeń elektrycznych hotelu wystarczyło, ale komputery gości czy inne urządzenia muszą się zadowolić niepasującą tu zupełnie listwą zasilającą znajdującą się w bardzo mało wygodnym i trudno dostępnym miejscu pod biurkiem. Mimo wszystko, w hotelu klasy Verte liczylibyśmy na rozwiązania nieco bardziej przyjazne gościom niż te, które spotkać można w Mercure Toruń Centrum, który skądinąd jest całkiem porządnym obiektem w swojej klasie i lokalizacji.

Z plusów – w rezerwacji wspomnieliśmy o świętowaniu specjalnej okazji. Hotel nie kontaktował się z nami wcześniej, nikogo w nim nie znamy, nie uprzedzaliśmy nikogo o swojej wizycie w żaden inny sposób. Po otrzymaniu informacji o upgrd naszego pokoju myśleliśmy, że to sposób w jaki obiekt odpowiedział na informację, którą od na otrzymał w rezerwacji i byliśmy za niego bardzo wdzięczni. Kolejnego, wielkiego, pozytywnego zaskoczenia doświadczyliśmy, kiedy na stoliku przed łóżkiem dostrzegliśmy kolejną przygotowaną dla nas niespodziankę. Był to bardzo ładny i smaczny torcik schowany w odpowiednim naczyniu, oraz prawdziwy francuski szampan w naczyniu z lodem. Oprawę uzupełniały odpowiednie sztućce i naczynia. Tak właśnie, drodzy Hotelarze, wywołuje się prawdziwy efekt WOW.

Relaks
Część popołudnia i początek kolejnego dnia postanawiamy przeznaczyć na skorzystanie z oferty relaksu w hotelu.
Strefa ćwiczeń
Na poziomie -2, w podziemiach, znajduje się sala ćwiczeń. Oczywiście wszystko jest nowoczesne i świetnie utrzymane – zarówno pomieszczenia jak i sprzęt.
Po wizycie w tym miejscu trudno nam było w pierwszej chwili zwerbalizować dlaczego przestrzeń sportowa robi tu tak dobre, inne od innych obiektów wrażenie. Po dyskusji udało nam się znaleźć dwa główne powody. Pierwszy z nich to oświetlenie, a w zasadzie dostęp do naturalnego światła dziennego. Tak, nie przejęzyczyliśmy się. Mimo, że znajdujemy się poniżej poziomu gruntu, projektanci dostosowania tych przestrzeni zabytkowego obiektu do funkcji, którą pełnią, znaleźli sposób, aby zapewnić w nich światło dzienne, a przynajmniej jego bardzo dobre wrażenie.
Część ścian zewnętrznych wykonana jest ze szkła – są to po prostu okna. Wokół nich, od zewnątrz, tak zaaranżowano teren, że daje on dostęp do światła słonecznego. Z racji tego, że połacie okien są wielkie, nie czujemy się tu jak w suterenie czy piwnicy, gdzie świetlik na zewnątrz jest jedynie pewną formalnością. Dodatkowo, dobrze zaaranżowana zieleń za przezroczystymi ścianami tylko multiplikuje wrażenie jakbyśmy znajdowali się raczej w otoczeniu lasu, roślinności a nie piwnicy. Brawo. Świetne rozwiązanie, świetny efekt.
Drugi powód jest banalny, ale równocześnie niemal niespotykany. Otóż strefa sportowa nie jest zapchana do ostatniego centymetra kwadratowego „czymś”. W rzeczy samej, główną rolę, gra tu sama przestrzeń, której jest pod dostatkiem. Wpływa to bardzo pozytywnie zarówno na atmosferę ćwiczeń jak i ogólny wygląd pomieszczeń. Przypominamy – znajdujemy się dwa poziomy pod ziemią.
Sam podział funkcjonalny strefy sportowej, na część większą, przy wejściu, którą na swój użytek nazwaliśmy strefą cardio, z bieżniami i rowerkami, oraz część mniejszą, w której można poćwiczyć z dodatkowym obciążeniem czy pogimnasatykować się, stanowić może wzór dla stref sportowych w innych obiektach.



Wydaje nam się, że może to być zbędne, ale wspomnimy o tym mimo wszystko, dla formalności, goście mogą tu skorzystać z czystych ręczników, oraz wody – gazowanej i niegazowanej. Pierwszy raz spotkaliśmy się w hotelu z wodą (Cisowianka) w jednorazowych, aluminiowych butelkach. Fancy.



Strefa saun (Klinika La Perla SPA)
Na poziomie nieco powyżej strefy sportowej, znajduje się Klinika La Perla SPA, której częścią są też dwie sauny oraz przestrzeń wypoczynkowa.
Już sama droga do saun, znajdujących się niemal na końcu długiego pomieszczenia jest ekscytująca – w każdym razie taka była dla nas. Pięknie odrestaurowane pomieszczenia z ceglanymi sklepieniami, proste, nowoczesne wykończenia, brak sztucznego przepychu i przeładowania. Czasami mniej rzeczywiście znaczy lepiej i w tym miejscu widać to doskonale.
Do dyspozycji gości są dwie średniej wielkości sauny – jedna sucha, druga mokra. Do tego oczywiście odpowiednia infrastruktura – prysznice, kosmetyki, ręczniki, miejsca do odpoczynku, materiały do lektury. W czasie naszej wizyty dodatkowym plusem był fakt, że mieliśmy wszystkie te udogodnienia wyłącznie do swojej dyspozycji. Zdecydowanie polecamy taki sposób relaksu w Hotelu Verte.




Śniadanie
Pierwszy posiłek dnia serwowany jest w przestrzeni, którą nazwano Pawilonem. Nie jest to typowa restauracja śniadaniowa, ale przestrzeń, w której odbywają się też inne wydarzenia gastronomiczne – na przykład weekendowe brunche. Ponadto, spełnia ona dodatkowe role zgodnie z potrzebami hotelu.
Zaznaczamy od razu – nasze doświadczenie śniadaniowe w Hotelu Verte, gdybyśmy chcieli je opisać ze szczegółami, mogłoby spokojnie stanowić osobny artykuł. Mimo wszystko, postaramy się Wam zaoszczędzić nieco czasu i przestawimy nieco skróconą, ale ciągle pełną ekscytacji i zachwytu relację z tej chwili.


Zacznijmy od tego, że drzwi Pawilonu zostały otwarte dokładnie o godzinie szóstej trzydzieści, czyli zgodnie z zapowiedzią. W progu wita nas Pan z obsługi, który po pytaniu o numer pokoju prowadzi nas w głąb Pawilonu. Gospodarz daje nam czas rozejrzeć się po sali, po czym pyta, gdzie mamy ochotę usiąść. Kiedy decydujemy się na konkretny stolik, odprowadza nas do niego, czeka, aż zajmiemy miejsca, po czym wręcza nam karty menu, informując, że z tej listy możemy zamawiać interesujące nas dania ciepłe, a pozostałe elementy śniadania dostępne są w bufecie.


Drugi, nieoczywisty element wizyty w Pawilonie – mimo, że pomieszczenie znajduje się na poziomie recepcji, otoczony jest dookoła dość ciasną zabudową. Problem rozwiązano podobnie jak w przypadku strefy sportowej – trzy ściany pomieszczenia zbudowane są ze szkła. Czwarta zaś ściana zawiera takie ilości materii zielonej, że nie powstydziłaby się jej znaczna liczba przydomowych ogródków.
Dodatkowo, podobnie do sali ćwiczeń – króluje tu przestrzeń. Stoliki porozstawiane są tak, żeby goście nie przeszkadzali sobie nawzajem, podobnie zresztą ma się sprawa z bufetem. Można się tu poczuć swobodnie.



Przechodząc powoli do części, która Czytelników może interesować najbardziej – jak poinformowała nas Pani Kelnerka, serwis w czasie naszego pobytu odbiega nieco od tego, co hotel oferuje na co dzień. Ze względu na większą niż zazwyczaj liczbę gości przebywających w hotelu w związku ze zorganizowaną tu konferencją, w bufecie, dla komfortu, oferowane są niektóre z dań ciepłych. Podobno na co dzień wszystkie dania ciepłe przygotowywane są na zamówienie, a zamawiać je można z niespotykanie rozbudowanej karty menu.
Zatrzymajmy się jednak na moment przy Pani Kelnerce, której imienia niestety nie znamy, ponieważ jak chyba wszyscy pracownicy hotelu, nie nosiła plakietki imiennej. Niestety, w ekscytacji dalszej uczty w której się zatraciliśmy, zapominamy o nie zapytać. Wielki błąd – Pani zasługuje na najwyższą pochwałę nie tylko ze względu na sposób obsługi, ale też idealną według nas kombinację absolutnego profesjonalizmu z nutą bezpośredniości, która tworzy w kwestii serwisu jak najbardziej pozytywną mieszankę wybuchową. Podczas każdej interakcji czujemy się zaopiekowani. Nigdy nie nastąpiło powszechne nawet w polskich hotelach pięciogwiazdkowych spoufalanie, z drugiej zaś strony, nie spotkaliśmy się z wyniosłością czy wręcz wywyższaniem, co również ma często miejsce w hotelowych restauracjach, jak bardzo absurdalnie nie miałoby to brzmieć. Pod względem obsługi cała przygoda podczas śniadania przebiegała idealnie.



Pracująca z nami tego dnia Kelnerka na wstępie proponuje nam wybór napojów. Decydujemy się na kawę, herbatę, oraz świeżo wyciskany sok pomarańczowy, z czym nie było problemu. Czy pięciogwiazdkowy Hotel Saski w Krakowie, działający pod marką Curio to widzi?
Kiedy Kelnerka wraca do nas po kilku minutach, zdawszy sobie sprawę, że nadal zagłębieni jesteśmy w lekturze menu, którego zawartość powodowała, że głowy parują nam od pomysłów na zamówienia, a żołądki w przestrachu trzęsą się na samą myśl o tym, co je czeka, trzeźwo pyta, czy przyda nam się jeszcze chwila, zanim złożymy zamówienie. Jest to bardzo miła i trzeźwa uwaga w tej sytuacji – zdecydowanie potrzebowaliśmy więcej czasu.



W walce serca z rozumem w kwestii zamówienia dań śniadaniowych idziemy na kompromis. Decydujemy się na flagowy zestaw Verte, sałatkę z burratą i brzoskwinią, oraz na zakończenie nadchodzącej uczty – słodką pozycję.
Pierwsze dania docierają do nas dość szybko, po kilku, kilkunastu minutach. Pani Kelnerka nie ogranicza się tylko do podania nam ich, ale też opowiada nam o nich. Szczególnie w przypadku zestawu Verte była to ważna część tej pozycji. Warto od razu zaznaczyć, że nie było to nudne dukanie wyuczonych formułek, których „odbębnienie” Pani Kelnerka zmuszona jest wykonać tyle, ile zestawów podaje gościom. Była to raczej forma niezobowiązującej rozmowy w formie informacyjno – rozrywkowej, przypominająca nieco opowiadanie ciekawostek na temat pomysłu Szefa Kuchni na takie śniadanie. Warto zaznaczyć, że jest to krótka forma, dostosowana do pory dnia. Powinna więc ona zadowolić nawet tych, którzy potrzebują nieco więcej czasu na rozruch na początku dnia.







Co do samych dań – wyglądają one wyśmienicie, a smakują jeszcze lepiej. Dotyczy to każdej spróbowanej przez nas pozycji śniadaniowej tego dnia – zarówno dań serwowanych na zamówienie jak i tych z bufetu.








Wyjątkiem nie są tu podane nam zaraz po zabraniu naczyń po poprzednich daniach racuchy, które nie tylko są smaczne i atrakcyjnie podane, ale stają się, w każdym razie dla nas, wehikułem czasu, który przenosi nas w lata dzieciństwa i letnie posiłki serwowane przez babcię na wsi. Cud!

Śniadanie w hotelu Verte oceniamy na najlepszy tego rodzaju serwis w Warszawie – zarówno pod względem oferty jak i jakości obsługi, w naszym prywatnym rankingu plasuje się zaraz obok odpowiedniej oferty Crowne Plaza Warsaw – The HUB.
To jednak nie wszystko. Najprawdopodobniej, jest to jedno z najlepszych śniadań w Polsce i Europie, a biorąc pod uwagę nasze doświadczenia w wysoko ocenianych hotelach na świecie, również z tej perspektywy porannej oferty Pawilonu hotel Verte nie musiałby się wstydzić.
Na pierwszy posiłek dnia w tym obiekcie warto zarezerwować sporo czasu, oraz rozważyć rezygnację z ostatniego posiłku dnia poprzedniego. My zdecydowanie wybierzemy ten model postępowania podczas kolejnej wizyty.


Bar
Wieczorem odwiedziliśmy Iza Bar nazwany na cześć Izabeli Branickiej – siostry króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i jednocześnie żony Jana Klemensa Branickiego.
Jeśli hotel Verte nadreprezentowałby w swoich mediach społecznościowych jakieś miejsce, to jedynym, które przyszłoby nam na myśl mógłby być właśnie bar. Nie twierdzimy jednak, że tak właśnie jest. Po prostu wizja tego miejsca, jaka powstała w naszych głowach na podstawie publikacji obiektu była zdecydowanie większa, niż to, co zobaczyliśmy w rzeczywistości.
Iza Bar znajduje się poniekąd na uboczu klatki schodowej. Z zewnątrz jest on dostępny zarówno od strony ogrodu i patio Pałacu Branickich, jak i od ulicy Miodowej. Miejsc dla gości jest tu stosunkowo niewiele – oprócz kilku hokerów przy samym barze, mogą oni skorzystać z kilku zaledwie stolików. Plusem takiego rozwiązania jest fakt, że jest tu zazwyczaj spokojnie i kameralnie. Nie ma za to podobnej swobody i poczucia przestrzeni, które charakteryzują przestrzeń śniadaniową, czyli Pawilon.



Karta drinków jest stosunkowo krótka i prosta. My akurat tego wieczoru mamy ochotę na smak czarnej porzeczki, naturalnym jest więc poszukiwanie pozycji z crème de cassis – słynnym likierem z tego owocu. Niestety, nie udaje nam się znaleźć niczego, co spełniałoby ten warunek. Indagowany w sprawie klasyka jakim jest Kir Royal Barman nie kojarzt tego koktajlu, ale jest bardzo otwarty na przygotowanie dowolnej niemal kompozycji z dostępnych w barze pozycji. I wycenia je zdroworozsądkowo, nie jak w przypadku naszej wizyty w niefunkcjonującym już w ramach Accora Mercure Warszawa Ursus Station. Decydujemy się też na pozycję z karty koktajli klasycznych o nazwie Avionic.
Napoje podano nam stosunkowo szybko, niestety bez dodatku w formie drobnej przekąski jak orzeszki czy chipsy. Same drinki są smaczne i spełniają nasze oczekiwania w nich pokładane.

Obserwując bar i przewijających się przezeń gości daje się zauważyć dobry kontakt obsługi z gośćmi.
Pan Barman jest bardzo uprzejmy i pomocny. Przy stoliku obok nie działa stojąca na nim lampka, którą ten bardzo sprawnie i bezproblemowo wymienia, przepraszając gości za kłopot.
Jeśli mielibyśmy wymienić jakiś słabszy punkt hotelu Verte, to byłby to, z naszego doświadczenia, właśnie bar. Nie jest to jednak sprawa pracujących w nim ludzi lub oferowanych napojów, a ogólnej atmosfery i braku odpowiedniej oprawy tego miejsca. Widać, że w okresie, kiedy nie funkcjonuje już sezonowy ogródek przy Pałacu Branickich, miejsce to jest raczej formalnością, a nie jasną gwiazdą w ramach usług oferowanych przez hotel. Jest to poniekąd zrozumiałe. Zabytkowe wnętrza mają swoje ograniczenia i możliwości. Widocznie bar nie jest tu pierwszoplanowym priorytetem.
Przed wyjazdem
Rzadko opisujemy sytuacje związane z wyjazdem, bo rzadko bywają one wyjątkowe. Jeśli jednak taka sekcja gości w naszych wpisach, to niemal co do jednego dotyczy ona wrażeń negatywnych. Z wielką satysfakcją – chociaż to w żadnej mierze nasza zasługa – napiszemy tę jedną z nielicznych, pozytywną relację na temat procedury wyjazdu.
W dniu, w którym ze smutkiem przyszło nam opuścić Hotel Verte, za kontuarem recepcyjnym znów spotykamy Pana Mateusza. Kiedy nadchodzi nasza kolej na załatwienie formalności, Recepcjonista wita nas, pyta, w czym może nam pomóc, a kiedy dowiaduje się, że nadszedł już czas naszego wyjazdu, zaskakuje nas kompletnie. Pauzuje na moment głos i pyta – „Przede wszystkim zapytam jak minął pobyt?”. Pytanie, które jest w biznesie usługowym rzeczą oczywistą jest jednocześnie pytaniem, którego w polskich hotelach nie słyszeliśmy od bardzo dawna. Kiedy odpowiadamy zachwycając się przyjęciem, dziękując za upgrd i wstawkę, chwaląc śniadanie, na twarzy Pana Mateusza gości zdecydowanie wyraźniejszy niż do tej pory uśmiech i widoczne zadowolenie. Przechodząc do wymeldowania, Recepcjonista potwierdza raz jeszcze szczegóły naszej rezerwacji, aby po chwili zweryfikować z nami rachunek z baru – przedstawiając jego kopię do obejrzenia. Po uregulowaniu rachunku pyta, czy może nam w czym jeszcze pomóc.
Dokładnie w ten sposób powinna wyglądać idealna procedura wyjazdowa w każdym hotelu, bez względu na jego kategorię, ilość gwiazdek czy lokalizację. I kiedyś tak to właśnie wyglądało. A potem przyszły zmiany, hotelowi influencerzy od luksusu i dziś taki sposób obsługi sprawia, że czujemy się w takiej sytuacji jakbyśmy odbyli podróż wehikułem czasu do lat, w których usługi hotelarskie stały na zdecydowanie wyższym poziomie, niż ma to miejsce obecnie.

Obsługa
Trudno będzie nam oddać w tym artykule jak bardzo bezproblemowa, naturalna, pomocna, bezpośrednia, a zarazem profesjonalna i dostosowana do miejsca i czasu była obsługa gości w hotelu Verte. Sprawa nie dotyczy jedynie tak eksponowanych stanowisk, nastawionych wprost na bezpośredni, codzienny kontakt z gośćmi jak to miało miejsce w przypadku Recepcjonisty, czy Pani Kelnerki, która spowodowała, że nasze doświadczenie śniadaniowe było jednym z najlepszych jakie spotykało nas kiedykolwiek, gdziekolwiek.
O drobnym geście Pani z Housekeepingu pisaliśmy już wcześniej. Tym razem przywołamy kilka innych przykładów.
Kiedy siedzieliśmy w pokoju i zajmowaliśmy się swoimi sprawami, ktoś zapukał do naszych drzwi. Uprzejmy Pan z obsługi, najpierw po angielsku, a później po polsku zwrócił nam uwagę, a w zasadzie poinformował, że drzwi do pokoju są niedomknięte. Nie była to oczywiście kontrola zamykania drzwi, ale autentyczna troska pracownika czy aby gość, opuszczając pokój, nie zostawił go niezamkniętym. W naszym przypadku sytuacja była akurat odwrotna – my nieświadomie nie zamknęliśmy ich do końca wracając do pokoju, ale taka dbałość o szeroko pojęte spokój i bezpieczeństwo gości bardzo nam odpowiada. Oczywiście, jak w niemal każdym przypadku interakcji z pracownikami hotelu Verte wywiązała się przy okazji krótka, niezobowiązująca rozmowa, na koniec której podziękowaliśmy Panu za czujność i życzyliśmy sobie wzajemnie miłego dnia.

Inna sytuacja spotkała nas podczas wieczornego spaceru, a w zasadzie powrotu z niego. Nasza trasa z kierunku ulic Podwale zawiodła nas do części patio przy Pałacu Branickich, gdzie w okresie letnim porozstawiane są stoliki hotelowej gastronomii. Jako, że pora była już nieco późna, na zewnątrz panował mrok, a my podziwialiśmy efektowne oświetlenie zewnętrzne tej części budynku i terenu hotelu, wykonując przy okazji zdjęcia. Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy Pracownik ochrony hotelu widząc nasze skupienie na fotografii zatrzymał się, aby nie wejść nam w kadr, po czym kiedy nasze ścieżki zbiegły się u drzwi wejściowych do hotelu, przywitał się z nami, nawiązał rozmowę o świetnych warunkach do spaceru o tej porze dnia i roku, po czym życzył nam miłego wieczoru. Proste, spontaniczne, naturalne gesty, a nie wielkie słowa i slogany produkowane taśmowo przez działy marketingu i promocji. Drodzy Hotelarze – tak wygląda dobre hotelarstwo, takie na poziomie.

Podczas jednego z licznych spacerów po hotelu, udało nam się znaleźć w sytuacji, w której hotelowy bar był już czynny, ale nie było w nim akurat gości. Nauczeni korzystać z takich okazji, kiedy tylko mają miejsce, zaczęliśmy fotografować to miejsce. Kiedy tylko zauważył to Barman stojący za kontuarem, po przywitaniu się skinieniem głowy, spokojnie, ale uprzejmie wycofał się nam z kadru, aby pomóc nam w naszych fotograficznych przygodach.
Podobnych sytuacji było mnóstwo. Z naturalną uprzejmością spotykaliśmy się niemal na każdym kroku, przy dokładnie każdej interakcji z pracownikami hotelu. Najczęściej były to interakcje inicjowane przez samych pracowników, choćby tak proste, jak pytanie, czy mogą pomóc nam, gościom, którzy w widoczny sposób szukają jakiegoś miejsca lub pomieszczenia. Różnica między dobrym a standardowym polskim hotelarstwem jest w znacznej części aż tak prosta.
Reasumując – obsługa w hotelu Verte to póki co jeden z najlepszych wzorów jak powinna ona wyglądać w hotelarstwie na co dzień, którą spotkaliśmy w Polsce w ostatnich latach. Obiekt powinien rozważyć przekształcenie się na bazę szkoleniową dla innych hotelarzy. Straciliby na tym goście tacy jak my, tracąc miejsce za odwiedzeniem, którego można tęsknić, ale może zyskałoby polskie hotelarstwo. Pomarzyć zawsze można.

Podsumowanie
Uważni i systematyczni Czytelnicy naszej strony po przeczytaniu powyższej recenzji mogą się poczuć nieco nieswojo. Od dawna nie pialiśmy tak z zachwytu po wizycie w polskim hotelu.
Tak, to prawda. Hotel Verte zrobił na nas ogromne, pozytywne wrażenie. Nie wymyślnymi sloganami i nie wiadomo jakimi wnętrzami, choć te są oczywiście świetne. Nie chodzi tu o wstawkę powitalną, upgrd czy inne zaskakujące elementy naszego pobytu. To wszystko były tylko miłe dodatki do prawdziwej uczty dla naszej travelońskiej duszy, którą w tym obiekcie była obsługa. Każda osoba, o której wspomnieliśmy w artykule, a także całe rzesze innych pracowników, o których nie zdołaliśmy tu wspomnieć, wspólnie zbudowały nasz obraz tego miejsca, jako hotelu niemal doskonałego.
To wizyty w hotelach takich jak Verte definiują dla nas pojęcie luksusu w usługach gościnności. Nie są to retuszowane, pozowane fotki z drogich miejsc, egzotycznych wojaży, czy chwalenie się kosztem pobytu. Nowoczesna wersja klasycznego sposobu podejścia do gości, traktowanie ich bez tworzenia zbędnych granic i przeszkód, drobne gesty i słowa, ludzkie podejście. I brak problemu z czymkolwiek – to w obecnych czasach jest dla nas wyznacznikiem luksusu. Bezproblemowość, bezpretensjonalność, profesjonalizm i wzajemny szacunek.
Hotel Verte jest też przy okazji krystalicznie jasnym przykładem w naturze naszej powtarzanej jak mantra tezy – w Polsce da się zrobić hotelarstwo na poziomie. To nie jest kwestia miejsca, a podejścia. Powolne opadanie w dół całej polskiej branży hospitality po równi pochyłej, które obserwujemy i piętnujemy od lat jest tylko wymówką rodzimych hotelarzy i ich klakierów, aby obniżać jakość podwyższając przy tym koszty. Próba normalizacji tego stanu rzeczy i wmawianie klientom, że porządne hotelarstwo jest w kraju niemożliwe, jest tylko ułudą i kłamstwem, któremu wprost przeczy to, czego doświadczyliśmy w Verte.
Wybieraliśmy się do hotelu Verte z umiarkowanymi oczekiwaniami. Hotel, a w zasadzie ludzie w nim pracujący przewyższyli nasze najśmielsze oczekiwania. Wszystkim, którzy chcą doświadczyć wyśmienitej gościnności i pokazu prawdziwej sztuki hotelarskiej polecamy rozpocząć swój pobyt w Warszawie od spotkania z Panem Recepcjonistą Mateuszem i jego Koleżankami i Kolegami.
My na pewno do Verte jeszcze wrócimy.

Dane kontaktowe
Hotel Verte, Warsaw, Autograph Collection
Podwale 3A, 00-252 Warszawa
































































































































































































































