Skip to main content

Recenzja: LOT – Klasa Biznes w Boeing B737 MAX Londyn – Warszawa

Historia tej podróży sięga niemal pięciu lat wstecz i potrzebuje osobnego tekstu, aby ją nieco przybliżyć naszym czytelnikom. Dziś jednak skupimy się na jednym z ostatnich jej odcinków. Zaczynanie od końca nie zawsze jest łatwe, ale postaramy się, aby mimo odwrotnie – chronologicznej kolejności opisu zdarzeń, nabrała dla czytelników sensu wraz z pojawianiem się kolejnych dotyczących jej wpisów.

Loty LOT’em w klasie biznes na krótkich trasach europejskich opisywaliśmy już wielokrotnie. Tym razem będziemy mieli szansę pokazać jak wygląda serwis naszego narodowego operatora lotniczego na jednej z najbardziej prestiżowych tras w ramach Starego Kontynentu.

Przed zakupem

Nie wdając się w zbędne szczegóły, które opiszemy szerzej w artykule dotyczącym przygotowań do naszej wyprawy na Tajwan, bilet z Londynu do Warszawy był częścią dłuższej podróży. Na dodatek, był to lot nieplanowany. Niestety, czasowe, „na ostatnią chwilę” zmiany w siatce połączeń LOTu doprowadziły do tego, że zarezerwowane na wiele miesięcy wprzód loty okazały się niedostępne. To z kolei doprowadziło do konieczności wyboru innych tras na krótko przed rozpoczęciem naszej podróży.

Przed wylotem

Noc przed wylotem z Londynu spędzamy w jednym z przylotniskowych hoteli. Tym razem decydujemy się po raz pierwszy na DoubleTree by Hilton London Heathrow Airport, o którym szerzej napiszemy w przyszłości.

Krótki sen, śniadanie na wynos, a potem poranny autobus komunikacji miejskiej bezpośrednio na lotnisko na którym pojawiamy się… zbyt wcześnie?

Lot Londyn Heathrow – Warszawa

Linie: LOT
Lot: LO 286
Trasa: LHR – WAW
Samolot: Boeing 737 MAX
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 06.30 – 10.00
Długość lotu: 2 godziny 30 minut

Check-in i kontrola bezpieczeństwa

Podróżujemy „na lekko”, więc nie interesuje nas zbytnio czas otwarcia stanowisk check-in LOTu. Odprawę dokonaliśmy już dawno temu, przed lotem międzykontynentalnym, więc pierwszym punktem interakcji z pracownikami lotniska będzie dla nas kontrola bezpieczeństwa. W Londynie bywamy tak często, że po Terminalu 2 poruszamy się niemal na pamięć.
Tym razem drobne zaskoczenie – zwyczajowo wykorzystywana przez nas szybka ścieżka kontroli bezpieczeństwa (fast track) nie jest jeszcze w ogóle otwarta!

Drobnym chichotem losu staje się fakt, że po dołączeniu do kolejki poprzedzającej normalną kontrolę bezpieczeństwa, ta „szybka” w końcu zostaje otwarta, a my, jako jedni z ostatnich czekających na swoją kolej, zostajemy – wraz z grupą innych pasażerów – zaproszeni do niej. Ostatecznie więc, okrężnymi ścieżkami, trafiamy na stanowiska kontroli obsługujące fast track.

Kontrola idzie sprawnie do tego stopnia, że przed drzwiami jedynego saloniku Star Alliance w tej części terminalu docieramy jeszcze przed jego otwarciem. Dzięki temu mamy szansę obserwować jak z każdą minutą rośnie tłum pasażerów chcących skorzystać z udogodnień oferowanych przez Lufthansa Business i Senator Lounge na lotnisku London Heathrow.

Po krótkiej wizycie, w zasadzie na ostatnią chwilę – około dwudziestu minut przed planowanym otwarciem wejścia na pokład, dowiadujemy się, że akurat tego dnia LOTowskie połączenie do Warszawy odbywać się będzie nie typowo, z głównej części terminalu, ale z części satelickiej. Biorąc pod uwagę, że sama droga przez terminal oraz łącznik – tunel – zabiera zdrowej, sprawnej osobie kilkanaście minut, należy bacznie obserwować ekrany informacyjne i reagować na pojawiające się informacje natychmiast.

Przykrą konsekwencją takiego traktowania pasażerów – zarówno przez LOT, jak i główne lotnisko stolicy Wielkiej Brytanii, nie tylko musieliśmy w pośpiechu ogarniać transfer do odległego terminalu satelickiego, ale również pozbawiono nas szansy na śniadanie w którymś z saloników znajdujących się w tej części lotniska. Sytuacja ta nie pozostanie bez znaczenia na naszą ocenę lotu LOT’em, co stanie się oczywiste dla wszystkich czytających już za chwilę.

Boarding

Na szczęście bramka, z której odbywał się lot, B46, znajdowała się najbliżej jak to jest możliwe tunelu łączącego obie części terminalu.

Kolejną szczęśliwą okolicznością okazał się fakt, że żadne znaki na niebie ani na ziemi nie wskazywały, aby procedura wejścia na pokład miała się rozpocząć zgodnie z czasem. Co prawda, formalnie nie przekazano pasażerom żadnych informacji, ale brak zaintersowania ze strony obsługi gate’u był wystarczającym sygnałem, aby osoby zmuszone do biegu przez terminalowy łącznik mogły złapać oddech i odetchnać z ulgą.

Ostatecznie wejście dla pasażerów na pokład samolotu zostało uruchomione dziesięć minut później. Na początek, jak to często bywa, w drogę ruszyły osoby wymagające pomocy (PRM). W kolejnej rundzie zaproszeni zostali pasażerowie klasy biznes, oraz osoby legitymujące się statusem złotym w Star Alliance.

Proces boardingu trwał kilkanaście minut, mimo sporej liczby wolnych foteli po ogłoszeniu jego zakończenia. W klasie biznes podróżowały na naszym rejsie cztery osoby.

Dopiero wówczas osobom lecącym z przodu samolotu zaproponowano zwyczajowe napoje powitalne – podawane w plastikowych kubeczkach. W menu jedynie woda lub sok pomarańczowy.

Po zamknięciu drzwi samolotu i wypchnięciu go z miejsca postojowego rozpocząła się instrukcja bezpieczeństwa (safety demo).

Niemal dokładnie po dwudziestu minutach od wyruszenia spod terminala wzbijamy się już w powietrze, co jak na główne londyńskie lotnisko, oraz typowo angielską pogodę jest bardzo dobrym wynikiem.

Fotele w klasie biznes w Boeing 737 MAX

W trakcie wznoszenia mamy chwilę, aby przyjrzeć się fotelom. Flota LOTowskich Boeingów B737 to niezły misz masz różnych wersji kabin i wyposażenia. Tym razem lecimy egzemplarzem o oznaczeniu SP-LVF, który od początku swojej służby, od roku 2018 lata dla LOTu.
Oprócz nietypowych, małych stolików, oraz foteli slimline (cienkich, lekkich, bez wygodnych, miękkich siedzeń dla pasażerów) mają nietypowo zainstalowane gniazda ładowania – w oparciach foteli przed nami. Na szczęście siedzimy w drugim rzędzie i możemy z tego udogodnienia korzystać, choć prąd pojawia się w nich dopiero kilka minut po wyłączeniu sygnalizacji „zapiąć pasy”.

Oczywiście o tym, że same fotele są identyczne dla klasy ekonomicznej i biznesowej, co na europejskim niebie jest niechlubną normą, nie będziemy się nawet rozpisywać.

Serwis w trakcie lotu

Serwis rozpoczyna się od dystrybucji chusteczek dezynfekujących. Dopiero na tym etapie Stewardessa orientuje się, że zapomniała zebrać od nas „naczynia” po napojach powitalnych przed osiągnięciem V2.

Chwilę później na mini stolikach pojawiają się obrusiki. Niestety, są one niedopasowane do zmniejszonych stolików w nowej generacji „małych Benków” i przy najmniejszym ruchu samolotu samoistnie zsuwają się z nich w bardzo łatwy sposób.

Kolejnym krokiem jest zebranie zamówień na napoje, które podawane są za chwilę, indywidualnie z pokładowej kuchni. Decydujemy się na ciepłą herbatę, oraz smakujący nam najbardziej w chmurach sok pomidorowy.

Dalsza część śniadania serwowana jest z wózka, na tacy, każdemu z chętnych na ten posiłek pasażerów.

To co zobaczymy za chwilę wbije nas w fotel i doprowadzi do szalonej gonitwy myśli mających doprowadzić do zrozumienia co tak właściwie zaszło.

Jedyne pytanie od Załogi Kabinowej pracującej przy tym serwisie padło o rodzaj mleka, którym zalane mają zostać płatki śniadaniowe. Do wyboru mleko krowie oraz roślinne, a konkretnie owsiane.

Dopiero po dodaniu tego składnika możemy w całości podziwiać ekskluzywny zestaw potraw, który na jednej ze swoich najbardziej prestiżowych tras w ramach Starego Kontynentu oferuje nasz narodowy przewoźnik.

Co oprócz płatków znalazło się na naszej tacy? Z rzeczy „świeżych” – odgrzewane ciastko z czekoladą (pain au chocolat). To tyle.

Dalej to kolejno – kabanosy w folii, przemysłowy hummus w plastikowej foremce, przecier owocowo-warzywny w plastikowej saszetce, oraz porcja dżemu w słoiku. Zwieńczeniem tego prestiżowego zestawu były warzywa konserwowe – oliwki (dwa rodzaje), kawałki pattisona oraz dynia.

Kontemplując ten zestaw, jedyne, co nam przyszło do głowy, w kwestii tak dziwnego i – bądźmy szczerzy – niedorzecznego połączenia – był pomysł na to, że ktoś zapomniał, nie zdążył, bądź z jakiejś innej przyczyny nie zdołał dostarczyć odpowiedniego wózka cateringowego na czas, więc Załoga Pokładowa wzięła sprawy w swoje ręce i zaserwowała pasażerom z klasy biznes to, co udało się złożyć z pozycji dostępnych do sprzedaży pokładowej. Jak bardzo nasze pomysły odbiegają od rzeczywistości dowiemy się dopiero kilkanaście godzin później, ale o tym za chwilę.

Biorąc pod uwagę, że nawet w B737 Max nie zainstalowano większej liczby toalet, a także mając w pamięci fragment tekstu piosenki „Leżę” zespłu Piersi, która brzmiała w przybliżeniu tak: „… żołądek to nie San Francisco!” ograniczyliśmy, podobnie jak większość pasażerów konsumpcję do minimum.

W związku z takim obrotem spraw, sam serwis trwał bardzo krótko, co pozwoliło nam na zamówienie i konsumpcję jeszcze jednej porcji gorącej herbaty.

Dalsza część podróży upłynęła nam na spokojnym uzupełnianiu niedoborów snu, które towarzyszyły nam w tej podróży permanentnie.

W Warszawie lądujemy niemal idealnie o czasie rozkładowym.

Podsumowanie

Wielokrotnie opisywaliśmy różne rodzaje serwisu w klasie biznes LOTu na lotach krótkodystansowych. Mimo to, pierwszy raz spotkaliśmy się z tego rodzaju ofertą cateringową dla pasażerów. Sprawa zaszokowała nas na tyle, że napisaliśmy o niej na naszych mediach społecznościowych. Wywołała ona spore poruszenie, czego efektem było wiele bardzo ciekawych wiadomości w naszej skrzynce korespondencyjnej.

Upraszczając sprawę – serwis, którego doświadczyliśmy nie był wynikiem jednorazowej awarii, problemu czy błędu, ale jest zaplanowanym sposobem obniżenia kosztów narodowego przewoźnika.
To, że odbywa się to kosztem pasażerów, którzy płacą słone sumy za możliwość podróży w klasie biznes, której ofertę posiłków sam LOT opisuje tak: „Nasze dania złożone są z najlepszej jakości składników. Przywiązujemy dużą wagę do walorów smakowych, jak i estetyki ich podania. Odkryj zupełnie inną jakość podróżowania w LOT Business Class i delektuj się smakiem wybornych dań wysoko ponad chmurami.” jest godne oczywistego potępienia i podważa w sposób oczywisty zaufanie do operatora i jego deklaracji w wielu kwestiach – nie tylko samych posiłków, ale również, między innymi w sprawie dbałości o ekologię. W końcu niemal wszystko co wylądowało na naszych tacach zapakowane było w góry plastiku.

Czy w naszym przypadku którykolwiek z elementów opisu linii lotniczej miał cokolwiek wspólnego z prawdą? Mamy w tej kwestii poważne wątpliwości.

Po czasach eksperymentów, LOT zlikwidował na lotach krótkodystansowych, europejskich niezrozumiałą w swojej ofercie klasę premium. Pod naciskiem opinii publicznej, na dłuższych lotach średniodystansowych nie jest też oferowana klasa biznes, na której ofertę narzekali pasażerowie.

Może nadszedł już czas, aby nie oferować tego typu pseudo-serwisu w klasie biznes na porannych lotach z Londynu?

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×

Polub nas na Facebooku!