Skip to main content

Recenzja: LOT – Klasa Biznes w Boeing B737 Warszawa-Radom – Paryż – Warszawa-Radom

Niemal każda osoba ma swoje dziwactwa – ktoś buduje całą swoją osobowość na pracy w hotelu o znanej nazwie przed ponad dekadą, ktoś inny sprzedaje swoją wiarygodność za miskę ciastek, ktoś jeszcze inny biega na każde zwołanie francuskiej sieci. My z kolei lubimy sobie polatać. W związku z tą właśnie „przypadłością” postanowiliśmy, w ramach kolekcjonowania lotniczych „kresek”, polecieć z lotniska RDO (dla jednych Warszawa-Radom, dla innych po prostu Radom). Cel był mniej ważny niż port wylotu i powrotu. Aby sprawie dodać dodatkowej pikanterii, udało nam się znaleźć atrakcyjną stawkę na podróż w klasie biznes. W ten sposób mieliśmy okazję zweryfikować na własnej skórze jak wygląda najbardziej prestiżowy sposób podróżowania w ramach lotnictwa komercyjnego z tego wyjątkowego lotniska, które jak słyszeliśmy powstało, bo loty stąd na południe będą krótsze. Nam akurat trafił się jednak kierunek zachodni, ale to tylko drobny szczegół – zresztą, mniejsza o większość.

Przed zakupem

Ofercie lotów z lotniska RDO przyglądaliśmy się od jakiegoś czasu. Pojawiały się one z różną częstotliwością, prezentując różnorodną atrakcyjność. Jedna cecha była jednak stała – zawsze były to propozycje zdecydowanie bardziej „okazyjne” niż te z innego warszawskiego lotniska – WAW, nazywanego przez niektórych, zupełnie niesłusznie, Okęciem.

Ostatecznie, najciekawsza wydała nam się oferta lotów w klasie biznes z lotniska Warszawa-Radom do głównego portu lotniczego stolicy Francji – Paryża CDG. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że bilety z Radomia do Paryża w klasie biznes są sporo tańsze niż podróż tym samym przewoźnikiem z Warszawy w klasie ekonomicznej.

Kilka klików myszką i po chwili etixy pojawiają się na naszych skrzynkach pocztowych – bardzo przyjemne uczucie.

W takiej chwili pozostaje nam do wykonania już tylko rytuał wyboru miejsca w samolocie (niestety, z przyczyn nam nieznanych, niemożliwy do zrealizowania w serwisie internetowym, ale bezproblemowo dokonany przy pomocy serwisu telefonicznego).

Od tej chwili przyjdzie nam już tylko czekać na wybrany termin wyjazdu.

W międzyczasie odbywa się inauguracja lotniska – najpierw poprzez jego otwarcie dla publiczności, później poprzez inauguracyjne rejsy komercyjne.

Na chwilę obecną jedyną linią oferującą rejsy rozkładowe z RDO jest LOT.

Przed wylotem

Od początku działalności lotniska RDO, jakość informacji w sprawie usług dla pasażerów jest fatalna. Komunikaty pojawiają się dosłownie na ostatnią chwilę. Uruchamiane są usługi, których obecność powinna być zapowiadana z wyprzedzeniem – inaczej nie ma szans, aby stały się popularne. Każdy, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się lotnictwem komercyjnym może stwierdzić bez cienia wątpliwości, że za organizację całego przedsięwzięcia nie są odpowiedzialni najlepsi specjaliści w kraju.

Dla nas, jako pasażerów, oburzający jest wręcz sposób, w jaki musimy „wydzierać” informacje na temat oferty transportu pasażerów z Warszawy do Radomia. Od znajomych, którzy wybrali się w podróż inauguracyjną z RDO wiemy, że taka usługa istnieje, a na dodatek póki co jest bezpłatna.

Udaje nam się znaleźć (nie bezpośrednio, a za pomocą wyszukiwarki internetowej) szczątkowe informacje na temat transferu na stronie linii lotniczej. Wykonujemy zalecane na stronie kroki – bez jakiejkolwiek reakcji podwykonawcy. Kolejny kontakt z podwykonawcą – zero reakcji. Decydujemy się na kontakt z LOTem w tej sprawie – „nie ma takiej usługi, ani informacji na naszej stronie”. Ostatecznie, po dłuższej dyskusji okazuje się, że powinniśmy otrzymać od linii lotniczej mail z instrukcją bookowania transportu, którego jednak nie otrzymaliśmy.

Po kilku kolejnych dniach, oraz kilku kolejnych mailach do przewoźnika udaje nam się ostatecznie uzyskać potwierdzenie rezerwacji, ale była to walka z wiatrakami połączona z pisaniem na Berdyczów w zdecydowanej większości czasu.

Transfer do Radomia

Kiedy nadszedł wreszcie dzień podróży, pojawiamy się na dworcu autokarowym przy warszawskim lotnisku Chopina o ustalonej porze. Autobus firmy Polonus pojawia się punktualnie. Punktualnie rozpoczyna się również nasza podróż. Sam środek transportu jest wygodny, choć warto zaznaczyć, że nie działają tu gniazda elektryczne, jeśli ktoś chciałby podładować telefon w trakcie jazdy. Okazuje się również, że nasze rezerwacje są w sumie niezbyt ważne – kierowca mówi nam, że on żadnej listy nie ma, w związku z czym nie miałby nawet możliwości jakiejkolwiek weryfikacji.

Na szczęście tym razem nie jest to żaden problem – nasza grupa to całość „bagażu” w kierunku do Radomia. Być może, przy lepszym planowaniu, zamiast wielkiego autobusu wystarczyłby jednak mniejszy pojazd?

Droga na miejsce zajmuje nam godzinę z małym okładem.

Pierwsze, co da się zauważyć po wyjściu z autobusu to duża liczba zaparkowanych przed terminalem aut – głównie rejestracje z Warszawy. W czasie naszej podróży parking jest bezpłatny, ale lotnisko ogłosiło już na swoich mediach społecznościowych cennik w tym zakresie.

Krótko o lotnisku Warszawa-Radom (RDO)

Sam terminal, od strony stanowisk odprawy bagażowej wydaje się pusty i niedokończony. Świadczą o tym również zasłonięte przestrzenie z obietnicami dokończenia obiecywanych elementów w późniejszym terminie.

Jest to zresztą leitmotif całego niemal terminala – niedokończone udogodnienia dla pasażerów. Dla nas największym zawodem, na nowo wybudowanym za ogromne pieniądze lotnisku, jest fakt braku obiecanych i niejako reklamowanych przez lotnisko na tablicach informacyjnych „wodopojów” w strefie sterylnej lotniska. Pasażerowie, którzy dopytują o ten nieistniejący we wskazanym miejscu, podstawowy, element infrastruktury, są odsyłani do toalet lub lotniskowych sklepów. Pozostawimy ten fakt bez komentarza.

Na plus zaliczyć należy liczne gniazda ładowania umieszczone wygodnie obok miejsc siedzących.

Lot Warszawa-Radom – Paryż

Linie: LOT
Lot: LO 2201
Trasa: RDO – CDG
Samolot: Boeing B737
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 19.50 – 22.20
Długość lotu: 2 godziny 30 minut

Check-in i kontrola bezpieczeństwa

Wracając do samego elementu lotniczego – całość doświadczenia pasażera klasy premium w Radomiu to jedno wielkie nieporozumienie. Jedynym standardowym elementem dostępnym dla podróżujących w tej klasie są dedykowane stanowiska odprawy bagażowej.

Kontrola bezpieczeństwa w Radomiu to niestety nieśmieszny żart. Z lotniska odlatuje obecnie dziennie maksymalnie jedna maszyna, ze znaną z wyprzedzeniem liczbą pasażerów. Mimo to, włodarze portu lotniczego uznali, że uruchomienie jednego strumienia kontroli to wyśmienity pomysł. W związku z tym kolejki dłużą się na ponad pół godziny czekania. Początkowo, po przyjeździe z Warszawy, widząc tłumy w tym miejscu, założyliśmy, że to stan chwilowy i po jakimś czasie „korek” zmaleje. Nic bardziej mylnego.

Pomocą w rozwikłaniu sytuacji nie są zapewne również mylne informacje o braku konieczności wyciągania elektroniki z bagażu podręcznego podczas kontroli. Postępując zgodnie z nią, zostaliśmy obsztorcowani przez pracującego tam pracownika, za opóźnianie procedur poprzez niewyjęcie elektroniki. Nasza sugestia w sprawie usunięcia wprowadzającego w błąd plakatu została skwitowana wzruszeniem ramionami.

Ostatecznie, na kontroli bezpieczeństwa, na chwilę przed odlotem, spędziliśmy niemal równo pół godziny.

Jak już zaznaczyliśmy wcześniej – w strefie za kontrolą bezpieczeństwa nie ma obiecywanych „wodopojów”. Jedyna opcja zaopatrzenia się w wodę to sugerowana przez obsługę toaleta, bądź zakup wody. Pięćdziesiąt metrów dzielących sklepy Baltony przed oraz za kontrolą bezpieczeństwa, półlitrowa butelka tego niezbędnego do życia płynu drożeje niemal dwukrotnie. Teraz zapewne usłyszymy jak nagle drastycznie wzrastają koszty obsługi jednej butelki w strefie „sterylnej” lotniska.

W maszynach vendingowych – zarówno airside jak i landside, a także w strefie odbioru bagażu, butelka wody kosztowała podczas naszej wizyty zawsze pięć złotych.

Boarding

Choć trudno w to uwierzyć podczas odlotu jedynego tego dnia samolotu – strefa bramki boardingowej była bardzo zatłoczona. Co prawda podczas naszego rejsu na pokładzie był niemal komplet pasażerów, mimo to, konfiguracje maszyn czarterowych oraz przewoźników niskokosztowych są dużo bardziej zagęszczone, w związku z czym w kabinach maszyn tego samego typu przewożonych być może znacznie więcej osób. Mówimy tu cały czas o przygotowaniach do startu pojedynczej maszyny. Albo ktoś, kto planował lotnisko RDO zakładał, że ruch nie będzie tu rósł, albo po prostu ten element zaplanowano wybitnie źle.

Kolejną wskazówką, że do Radomia nie skierowano najlpeszych specjalistów jest praca Obsługi naziemnej rejsu. Nie nawiązujemy tu nawet do kilkuminutowego opóźnienia rozpoczęcia boardingu, bez jakiejkolwiek informacji, o „przepraszam” nawet nie wspominając.

Mimo wyznaczonego (zwyczajową „tyczką”) miejsca do kolejki priorytetowej dla pasażerów statusowych oraz tych podróżujących w klasach premium, obsługa rozpoczęła boarding bez jakiejkolwiek zapowiedzi, czy zwyczajowego komunikatu. Wejście na pokład rozpoczął przywołujący gest ręką do najbliżej stojących osób. Jak widać, przepychanie się na „pozycje” ma sens.

Sama droga do samolotu była bardzo przyjemna – spacer po płycie lotniska w ciepły, wiosenny wieczór to zdecydowanie dobra opcja dla częstolataczy.

Przy wejściu na pokład małe zdziwienie – brak standardowego koszyczka z chusteczkami. Na naszym rejsie, dla klasy biznes przeznaczono jedynie pierwszy rząd. Pewnie dzięki takiemu zabiegowi, w statystykach zapełnienie tej części samolotu będzie można zapisać jako stuprocentowe. Mimo wszystko, również „za zasłonką” wolne pozostają tylko pojedyncze fotele.

Sam boarding trwa bardzo długo. Dopiero po jego zakończeniu szefowa pokładu oferuje pasażerom z pierwszego rzędu napoje powitalne – wodę, bądź sok pomarańczowy.

Przygotowania do startu trwają jeszcze chwilę, ale dokładnie z wybiciem godziny dwudziestej koła „naszego Benka” odrywają się od pasa startowego.

Niestety, przed startem nikt nie posprzątał pustych plastikowych kubeczków po naszych napojach powitalnych.

Serwis w trakcie lotu

Po kilku minutach od startu wyłączona zostaje sygnalizacja zapiąć pasy, a serwis rozpoczyna się od podania chusteczek odkażających na tacy.

Chwile później mamy możliwość wyboru ciepłego dania dostępnego podczas tego lotu – są to bądź policzki wołowe z kopytkami, bądź pierogi.

Historia pierogów jest bardzo skomplikowana. Według zapowiedzi ustnej, są to pierogi ruskie, według opisu w mini-menu są to pierogi z nadzieniem z ziemniaków, twarogu i cebuli. Co ciekawe, w LOT, te same pierogi występują pod wieloma innymi nazwami. W mini-menu w wersji angielskiej jest to mniej więcej literalne tłumaczenie polskiego opisu. Z kolei w lounge LOTu w Warszawie, w wersji polskiej opisu są to pierogi ruskie, a w wersji angielskiej pierogi polskie z ziemniakami i tak dalej. Jasny przekaz dla klienta jest jak widać najważniejszy.

Wróćmy jednak do lotu i podawanego w jego czasie posiłku. Oprócz dania ciepłego otrzymujemy jeszcze deser, oraz sałatkę. Jeśli dania ciepłe uznać można za przeciętne (pierogi) bądź smaczne (policzki wołowe), a deser poprawnym, to sprawa sałatek zaczyna w nas powoli wywoływać agresję. Poza faktem, że podane nam porcje składały się z sałaty w dosłownym stanie rozkładu, nieświeżej, nieprzyjemnej, niesmacznej – po prostu nie nadającej się do spożycia, dlaczego LOT tak po macoszemu traktuje warzywa? Nie mówimy tu o daniach typowo wegetariańskich, czy wręcz wegańskich, ale o szerszym podejściu do tematu. Dlaczego jeden z najprawdopodobniej najtańszych elementów posiłku podawany jest w tak fatalnym stanie? O tym, że da się serwować w przestworzach smaczne, świeże i zachęcające warzywa przekonywaliśmy się wielokrotnie, latając na pokładach Aegean’a czy Turkish Airlines w naszej części Europy. W LOT to ciągle bariera nie do przeskoczenia.

Dania dla pasażerów przynoszone były indywidualnie, na tacach, z samolotowej kuchni (galley)

Zarówno do kolacji, jak i po niej, pasażerom często proponowano dodatkowe napoje. Kiedy wszyscy pasażerowie skończyli już swój posiłek, odbył się dodatkowy serwis przekąsek na tacy. Do wyboru mieliśmy pestki dyni w czekoladzie, orzechy nerkowca na słono, bądź wafelki Grześki.

Pewien problem stanowiły dla nas wycieczki pasażerów do toalety w trakcie trwania serwisu, a później posiłku. Podchodzimy do sprawy realistycznie – oprócz garstki linii, które bardzo pryncypialnie przestrzegają zasady wyłączności dostępu do przedniej toalety dla pasażerów z klas premium, większość dopuszcza jednak wszystkich, niezależnie od klasy podróży, do dowolnej wolnej toalety. Trudno oczekiwać, aby ponad sto pięćdziesiąt osób miało dostęp do jednej lub dwóch toalet, a paru pasażerów lecących z przodu miało „swoją” na wyłączność. Mimo wszystko, ograniczenie ustawiania się długich kolejek podczas serwowania i spożywania przez pasażerów posiłku byłoby na pewno miłą i słuszną zmianą.

Rozrywka

Dalsza część lotu upłynęła nam spokojnie. Na chwilę zajrzeliśmy do oferowanego na pokładzie systemu rozrywki pokładowej, ale oprócz menu SkyBaru, nie znaleźliśmy tam jednego z ciekawszych elementów takiego rozwiązania – mapy i danych na temat naszego aktualnego położenia.

Dodatkowym elementem zniechęcającym do używania tego typu rozwiązań (IFE via Wi-Fi) jest fakt braku gniazd elektrycznych w samolocie, a tym samym brak prądu do ładowania urządzeń, na których mielibyśmy oglądać proponowane treści.

Na lotnisko CDG docieramy z wyprzedzeniem – przyziemienie następuje niemal dokładnie pół godziny przed planowanym czasem.

Tym razem w Paryżu zatrzymamy się nieopodal lotniska w Ibis Styles Paris CDG Airport Roissy. Jak można się domyślać – #TypowyACCOR, ale o tym napiszemy w osobnym artykule.

Lot Paryż – Warszawa-Radom

Linie: LOT
Lot: LO 2202
Trasa: CDG – RDO
Samolot: Boeing B737
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 19.45 – 22.00
Długość lotu: 2 godziny 15 minut

Trasę z Paryża do Warszawy-Radomia pokonujemy na pokładzie dokładnie tej samej maszyny, którą przylecieliśmy na miejsce.

Star Alliance Business Lounge Paris

Zanim to jednak nastąpi, musimy uporać się z niedogodnościami terminalu pierwszego głównego paryskiego lotniska. Jego konstrukcja sprawia, że skorzystanie z lounge przed lotem jest bardzo utrudnione, ale nie niemożliwe. LOT obecnie prowadzi operacje z satelity terminalu pierwszego, w którym nie ma już saloniku SAS’a (ręka do góry, kto pamięta ten lounge?). Nie można też skorzystać z saloniku Lufthansy. Możecie natomiast przed lotem skorzystać z saloniku Star Alliance. Znajduje się on w strefie za kontrolą paszportową. Biorąc pod uwagę spore kolejki do przejścia tej procedury, warto zabrać ze sobą paszport biometryczny – umożliwi to skorzystanie z często całkowicie nieużywanych bramek ABC.

Po przekroczeniu tego punktu, reszta trasy będzie już jasna – pomogą liczne znaki informacyjne, a także, co zaskakuje, uprzejmi i uśmiechnięci pracownicy lotniska. Sam lounge również doczeka się w końcu osobnej recenzji.

Aby dotrzeć do strefy bramek, z której odlatują zwyczajowo samoloty LOTu, trzeba rzecz jasna ponownie przejść kontrolę paszportową. Warto zorientować się zawczasu w temacie kolejek do kontroli w drugą stronę. W naszym przypadku, podczas próby powrotu bramki ABC były wyłączone z użytkowania, a kolejka do standardowej kontroli ogromna. Tylko dzięki uprzejmości i pomocy personelu lotniska uniknęliśmy ponad godzinnego oczekiwania w kolejce i zdążyliśmy na samolot.

Boarding

Strefa gate’ów 50-58 posiada, jak to zazwyczaj na CDG, dedykowane stanowiska kontroli bezpieczeństwa. Procedura jest sprawna i bezproblemowa, więc zajmuje realnie pojedyncze minuty. Mimo wielkości lotniska, różnica z Radomiem jest wręcz niebotyczna.

Początkowo, według informacji, mieliśmy wchodzić na pokład przy pomocy bramki 51, ale ostatecznie, na kilkadziesiąt minut przed planowanym boardingiem, numer bramki uległ zmianie – teraz startować będziemy z tej o numerze 57.

W strefie bramek, oprócz wygodnych siedzeń, z których część stanowią fotele ze stolikami, które tworzą atmosferę bardziej kawiarnianą niż lotniskową, do dyspozycji pasażerów oddano również poidełko z darmową, wygodnie „podaną” wodą pitną. Znów porównanie z Radomiem nie wychodzi szczególnie ciekawie dla najnowszego polskiego lotniska komercyjnego.

Wejście na pokład znów opóźnione jest o kilka minut, ale opóźnienie jest komunikowane, tak samo jak rozpoczęcie samej procedury poprzedzone odpowiednim komunikatem. Poprawnie działa również kolejka priorytetowa.

Niestety, pasażerowie zostają zatrzymani w połowie długości jetbridge’a – Kapitan nie wrócił jeszcze z obchodu maszyny, a ekipa sprzątająca cały czas przygotowuje dla nas samolot. Po niemal kwadransie Dowódca wraca, a Pracownicy firmy sprzątającej opuszczają w tym samy czasie pokład. Możemy wchodzić.

Od progu wita nas załoga pokładowa rozdając chusteczki odkażające każdemu chętnemu z gości.

Po kilku minutach otrzymujemy również, serwowany na tacy napój powitalny. Ponownie wybór mamy między wodą a sokiem pomarańczowym.

Tym razem, mimo podobnych przygotowań przedstartowych, nie było problemów ze sprzątnięciem naczyń po napojach przed startem.

Serwis w trakcie lotu

Po starcie i wyłączeniu sygnalizacji „zapiąć pasy”, rozpoczyna się serwis, który przebiega nieco inaczej niż na locie do Paryża.

Na początek do kabiny klasy biznes wjeżdża wózek z napojami. Po obsłużeniu gości, Steward zbiera zamówienia na dania ciepłe będące elementem kolacji. Niestety, wybór kończy się bardzo szybko i reszta gości skazana jest na „branie tego co jest”. Na całe szczęście, tym razem obyło się bez afery, ale może w przypadku małej liczby pasażerów i ograniczonej liczby dań, warto z wyprzedzeniem – na przykład mailowo – dać im większy wybór? Pomarzyć zawsze można.

Tym razem wybór był możliwy między łososiem a stekiem z polędwicy wieprzowej. Największym zaskoczeniem był jednak fakt, że przy starcie z lotniska w Paryżu sałata może być świeża i chrupiąca, bez oznak zmęczenia i zepsucia.

Ryba okazałą się bardzo smaczna, podobnie jak polędwica. Gnocchi towarzyszące wieprzowinie były co prawda trochę wysuszone, ale za to ryż do ryby przygotowany był dokładnie tak jak należy.

Deser również okazał się całkiem dobry.

W czasie całego rejsu Purser doglądał pasażerów lecących z przodu, aby niczego im nie zabrakło, proponując dodatkowe porcje napojów i przekąsek – tych samych co na locie z Radomia.

Niestety, spokojnej konsumpcji nie sprzyjały po raz kolejny kolejki pasażerów ustawiające się do przedniej toalety.

Cały lot przebiegał spokojnie. W Radomiu wylądowaliśmy kilka minut po planowanym czasie. Zaskoczeniem był dla nas bardzo długi czas kołowania z pasa na stanowisko na płycie postojowej.

Transfer do Warszawy

Krótko po wylądowaniu, pomiędzy innymi informacjami, z ust Pursera pojawił się komunikat o bezpłatnym transferze z lotniska w Radomiu do Warszawy, z którego bez żadnych dodatkowych czynności skorzystać mogą wszyscy chętni.

My swojej rezerwacji dokonaliśmy zawczasu, rezerwując jednocześnie transfery w obie strony.

Tym razem, mimo dość późnej pory odjazdu – godzinę po planowanym czasie lądowania – autobus był nieco pełniejszy. Łącznie doliczyliśmy się nieco mniej niż dziesięciu osób.

Cała trasa – od szlabanu do szlabanu zajęła nam osiemdziesiąt minut.

Podsumowanie

Główną zaletą portu lotniczego Warszawa-Radom jest to, że jest nowy. Z punktu widzenia podróżujących, w zdecydowanej większości jedynym argumentem „za” lataniem z Radomia była cena. W czasie oczekiwania w rękawie na boarding na lotnisku w Paryżu słyszeliśmy wręcz licytowanie się grupki pasażerów – kto za swoją podróż zapłacił mniej.

Zarówno transfer pasażerów z lotniska WAW do RDO, jak i kwestia cenowa mogą sugerować, że póki co entuzjazm co do nowego lotniska nie jest przesadnie duży.

Bardzo ważną sprawą jest również jakość oferowanych usług – to, za co odpowiada samo lotnisko, działa bardzo słabo – koszmarna jak na wielkość operacji jakość kontroli bezpieczeństwa, niezbyt przemyślany i wygodny terminal przy pojedynczej jednoczesnej operacji lotniczej, brak źródełka wody pitnej czy innych deklarowanych usług.

Również sama linia lotnicza, oferując z tego lotniska klasę biznes, nie wydaje się wysyłać tu najlepszych swoich agentów. Sam fakt, że jednym elementem „premium” na ziemi jest osobne stanowisko odprawy bagażowej (przy innych stanowiskach oczywiście również nie ma kolejek i tłoku), jest delikatnie mówiąc bardzo rozczarowujący.

Galeria

6 thoughts to “Recenzja: LOT – Klasa Biznes w Boeing B737 Warszawa-Radom – Paryż – Warszawa-Radom”

  1. Nazwa „Okęcie” jest jsk najbardziej prawidłowa bo tak nazywa się ten port potocznie od dziesięcioleci. Dalej już nie czytałem.

    1. Oficjalna nazwa portu lotniczego WAW to „Międzynarodowy port lotniczy im. Fryderyka Chopina w Warszawie”. Nasza uwaga jest nawiązaniem do krucjaty jednego z poprzednich rzeczników prasowych lotniska, który za punkt honoru obrał sobie korektę każdego, kto stosował nazwę „Okęcie” w stosunku do jego miejsca zatrudnienia.

  2. Co do jedzenia to jedzenie z Radomia do Paryża i z powrotem do Radomia jest przywożone wcześniej z Warszawy. Także to nie kwestią świeżości a raczej wyboru składników które Lot zaplanował w menu.

    1. Dzięki za info. Możliwe, że jedzenie na trasę RDO-CDG leżało zbyt długo, może było źle przechowywane, może zawiodła kontrola jakości – tego nie wiemy. Mimo wszystko, nie jest to pierwszy raz kiedy z tym elementem serwisu (świeże warzywa, szczególnie liściaste) są w locie serwowane w stanie nienadającym się do spożycia. Zdecydowanie punkt menu, któremu należałoby się więcej uwagi.

  3. Cały artykuł skróciłbym do słów: „do czego by się tu przyczepić” – z tym wodopojem to już jakaś paranoja, …..widzę ludzi biegnących na lotnisko żeby się napić z wodopoju. Ocena bardzo tendencyja i napisana pod ustaloną tezę.

    1. Odważna teza jak na anonimowego randoma z internetu 😉 Mimo wszystko, chętnie przeczytamy Twoją szczegółową relację z podobnej podróży z RDO.

      P.S. Faktycznie, to co lotnisko zrobiło w sprawie wodopoju to już jakaś paranoja ;P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×

Polub nas na Facebooku!