Skip to main content

Recenzja: ALL – Mercure Katowice Centrum, Katowice

Obiekty noclegowe mają pełną dowolność kształtowania swoich polityk marketingowych, a co za tym idzie budowania swojego wizerunku. Chyba, że są częścią wielkich marek, a ze względu na niektóre ze stosowanych w nich rozwiązań, otrzymują status listka figowego, nie tylko swojej macierzystej sieci, ale czasami nawet całej branży w wymiarze mniej lub bardziej lokalnym.

Taki też los przypadł w udziale Mercure Katowice Centrum – hotelowi, który stał się obiektem flagowym polskiego hotelowego greenwashingu. Jak nietrudno się domyśleć – miejsce biorące udział w programie lojalnościowym sieci Accor Live Limitless (ALL).

Przed przyjazdem

Wybierając się do Katowic, mogliśmy wybrać na bazę wypadową odwiedzony kilka lat temu Park Inn by Radisson Katowice, jednak wypadkowa kilku czynników – miedzy innymi lokalizacji, wieku obiektu, oraz najnowszych opinii o poziomie tamtejszych usług – wpłynęły na naszą decyzję o kontynuacji poszukiwań.

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na opcję nieco leniwą – hotel dobrze skomunikowany z lotniskiem, raptem kilka kroków od dworca kolejowego Katowice. Mimo, że Mercure Katowice Centrum jest obiektem Accora, postanowiliśmy zweryfikować na własnej skórze, czy jest to również #TypowyAccor.

W przypadku każdego z opisywanych pobytów zarezerwowaliśmy pokoje podstawowe w ofercie ze śniadaniem.

Po przyjeździe

W przypadku obu wizyt do hotelu docieramy po rozpoczęciu doby hotelowej. Wygodny dojazd z lotniska KTW miejskim autobusem kończącym kurs w podziemnym węźle przesiadkowym katowickiego dworca PKP powoduje, że czas spokojnego przejścia do hotelu wynosi około pięciu minut.

Podczas pierwszej wizyty, po wejściu do hotelu musimy czekać kilka minut na obsługę, bo za kontuarem recepcyjnym nie ma nikogo.

Kiedy pojawia się Recepcjonistka, sprawy dzieją się w iście zawrotnym tępie. Dokumenty, karta, płatność, klucze, śniadanie tu, bar tam, godziny takie, sklepik tutaj. Nasze zdziwienie wywołuje jedynie nacisk, jaki kładzie obsługująca nas osoba w kwestii ewentualnych problemów, powtarzając kilkukrotnie, że jeśli tylko coś będzie nie tak, coś trzeba będzie przynieść, bądź wynieść, wystarczy sprawę zgłosić telefonicznie. Mimo wszystko, mamy nadzieję, że nie będziemy musieli podążać tą ścieżką.

Z kartami-kluczami, oraz voucherami na napoje powitalne ruszamy w kierunku wind. Już w drodze na nasze docelowe, piąte piętro dostrzegamy na etui do kluczy hotelową pieczątkę ze spodkiem w centrum, oraz komunikatem „enjoy your free upgrade”. Miło.

Kolejny przyjazd wyglądał już nieco inaczej. Powtórzyła się część z przylotem i dojazdem komunikacją miejską. W recepcji pojawiamy się wczesnym popołudniem. Do kontuaru recepcyjnego czeka kilkuosobowa kolejka. Po nadejściu naszej pory na zameldowanie rzeczy dzieją się szybko, ale bezosobowo – bez „dzień dobry”, możemy liczyć jedynie na „proszę dokumenty” oraz „karta czy gotówka” i tyle. Nawet cienia jakiejkowiek kurtuazji czy choćby udawanej gościnności – zwyczajowe w polskich hotelach trio „dowodzik, płatność, dziękuję”. Dostajemy klucz, bez informacji o śniadaniu, czy jakichkolwiek innych usługach obiektu.

Pokój – Privilege z jednym podwójnym łóżkiem 533 (Privilege Room)

Pierwszą rzeczą, która nas zaskoczyła po wejściu do pokoju był brak jakichkolwiek napisów na lustrze. Z relacji „obiektywnych” blogerów i samozwańczych gwiazd branży, tworzących kontent według tego samego scenariusza, kolorowe inskrypcje na lustrach to w wielu hotelach Accor, w tym również Mercure Katowice Centrum, rzecz normalna, a nie wynik ustawek czy ukrywanych reklam.

Mimo wszystko, niezrażeni brakiem dedykowanego powitania, eksplorujemy dalej nasz pokój typu Privilege. Po przekroczeniu drzwi znajdujemy się w miejscu, które nazwać by można chyba przedpokojem. Nie w klasycznym tego słowa znaczeniu, ale w jego dosłownej interpretacji – w miejscu tym rozlokowano biurko z krzesłem.

Idąc dalej trafiamy do części dziennej pokoju 533. To tu znajduje się kanapa, telewizor, kilka półek, stolik, lampa, minibar.

Z tej części pokoju możemy też przejść do łazienki.

Dalej, w głębi pokoju umieszczono łóżko z towarzyszącą mu otwartą szafę.

Łazienka z wanną i toaletą jest stosunkowo mała. W ramach rozwiązań proekologicznych, którymi chwali się hotel, kosmetyki dostępne są w opakowaniach zbiorczych. Od razu, bez dodatkowych zamówień łazienkę wyposażono również w sporą, jak na krajowe warunki, ilość przyborów higienicznych.

Pokój może przypaść do gustu mikolom, czyli miłośnikom kolei, a to za sprawą całkiem niezłego widoku na pobliski dworzec kolejowy oraz inną infrastrukturę stowarzyszoną tego środka transportu.

Na stoliku czekał na nas ręcznie wypisany list powitalny, oraz bardzo estetyczna, niesztampowa wstawka powitalna.

Na podstawie doświadczeń z ostatnich lat, warto również pochwalić katowickiego Mercure’a za rzecz, którą w normalnych warunkach uznalibyśmy za oczywistą oczywistość – miejsce na bagaż, które w rzeczywistości pozwala na rozłożenie normalnej, podręcznej walizki. Rozwój krajowego rynku hotelowego i komiczne wręcz warunki oferowane gościom w niektórych kwestiach powodują, że coś takiego może stanowić czynnik wyróżniający in plus konkretny obiekt. Do takiego miejsca w rozwoju hotelarstwa dotarliśmy.

Pokój – klasyczny z jednym podwójnym łóżkiem 312 (classic room)

Pokój klasyczny jest zdecydowanie mniej przestrzenny od pokoju Privilege. Mimo wszystko, nie brakuje tu podstawowych elementów wystroju i wyposażenia, które pozwalają na spokojne spędzenie czasu. Mimo braku kanapy oraz pół-wydzielonej przestrzeni do pracy pokój cały czas pozostaje funkcjonalny.

Łazienka tym razem oferuje gościom prysznic.

Śniadanie

Pierwszy posiłek dnia serwowany jest w znajdującej się na poziomie lobby restauracji WINESTONE, w formie bufetu, który przypadł nam do gustu.

Dostępne dla gości dania prezentowane są atrakcyjnie w sferze wizualnej, a te, które mieliśmy okazję spróbować były smaczne, świeże i w zdecydowanej większości dobrej jakości. Na plus należy również odnotować obecność świeżych owoców, typowych dla polskiego lata w środku sezonu. W wielu odwiedzanych w podobnym czasie hotelach tej klasy podawano wówczas melony, ananasy i pomarańcze. Znów – cieszymy się z czegoś, co powinno być standardem.

Niestety, nie udało nam się dostać w ramach dań na zamówienie jajek po benedyktyńsku, choć w relacjach accorowych marionetek danie to było tu podobno dostępne.

Bardzo miła jest też obsługa serwisu śniadaniowego. Nie często w porannym amoku zdarza nam się zapamiętywać imiona osób, które serwują nam poranne jedzenie, niemniej, Pani Maria, podobnie jak na przykład Pani Lidia z Radisson Blu w Szczecinie, zapadła nam w pamięci na długo. Ciepła, cierpliwa, autentycznie dbająca o gości osoba. Oby wszystkie hotele miały takie bohaterki w swoich zespołach!

Podczas kolejnej wizyty bufet nie zmienił się w zasadzie ani na jotę, łącznie z brakiem jajek po benedyktyńsku dla zwykłych gości i, rzecz jasna, owoców sezonowych.

Restauracja WINESTONE

Podczas pierwszej wizyty decydujemy się na realizację voucherów na napoje podczas kolacji, którą zamawiamy w hotelowej restauracji.

Z informacji Kelnera wynika, że voucher może być wykorzystany na dowolne napoje z karty. Zamawiamy tradycyjnie Long Island Iced Tea. Niestety, okazuje się, że w barze zabrakło tequili. Prosimy kelnera o jej zastąpienie zgodnie z rekomendacją barmana i tak się staje, dzięki czemu mamy okazję raczyć się nieco niestandardową, ale ciągle smaczną wariacją na temat tego klasycznego drinka.

W przypadku zamówionego martini, bardziej niż sam napój, który był przyrządzony całkowicie poprawnie, do gustu przypadł nam sposób jego serwowania. Szkło, które jednocześnie chłodzi drinka, jednocześnie nie rozwadniając go, a przy tym jest atrakcyjne w formie, zawsze stanowi miły dodatek.

Zanim dotrą do nas zamówione dania, w ramach czekadełka na stole ląduje pieczywo, oliwa, oraz dukkah – czyli wywodząca się z Egiptu mieszanka aromatycznych przypraw i mielonych orzechów.

W ramach pierwszego dania próbujemy żurku, a w zasadzie rodzaj jego dekonstrukcji, który cieszy nie tylko podniebienie, ale też oczy, szczególnie, kiedy kelner sprawnym ruchem łączy części stałe dania – ziemniaki puree, prażoną kiełbaskę, skrawki z bekonu i jajko z apetycznie lejącym się żółtkiem – wraz z częścią mokr, przeplataną julienne z warzyw. Ziemniaczane puree jest kremowe, chipsy z boczku chrupiące, jajko płynne, a zupa gęsta i wyrazista w swoim kwaśnym smaku.

Rolada – niby lokalny klasyk, ale z twistem. Kapusta w formie musu – ale z klasycznym smakiem. Kluski – idealne. Miękkie, sprężyste, prawie jak świeże azjatyckie mochi! Mięso również nie pozostawia miejsca na jakiekolwiek utyskiwania. Drobnym rozczarowaniem przy tak smacznym i dobrze dobranym zestawie składników jest jedynie sos, który zawierał nieco zbyt wiele skrobi jako zagęstnika i nie smakował jak u babci…

Ryba na pierwszy rzut oka wydawała się gotowana na parze i to nieco zbyt długo, ale pachniała wyśmienicie. Niestety, w smaku już tyle aromatu nie znaleźliśmy. Czerwone risotto z burakiem było jednak pyszne, a na wyższy poziom wynosiły go marynowane grzybki, oraz niezwykle puszysty sos holenderski. Risotto z kwaśnym dodatkiem to świetny pomysł połączony w tym przypadku z idealnym wykonaniem. Szczerze mówiąc, gdyby oferowano to danie bez ryby, mogłoby być nawet lepsze. My zamówilbyśmy je bez dłuższego zastanawiania.

Obsługa

Podczas pierwszej z naszych wizyt, mieliśmy okazję poznać bardzo miłych, uśmiechniętych pracowników hotelu – zarówno w recepcji, w restauracji, jak i podczas serwisu śniadaniowego. Nawet podczas wymeldowania, obsługująca nas Recepcjonistka, wbrew obowiązującym w polskim hotelarstwie zasadom, przed przystąpieniem do załatwiania formalności wyjazdowych, zapytała nas o przebieg i nasze zadowolenie z kończącego się właśnie pobytu. Po odpowiedzi, której udzieliliśmy, była wyraźnie, naturalnie ucieszona z naszego zadowolenia.

W przypadku kolejnego pobyty już tak różowo nie było. Na każdym kroku, poza śniadaniem, na którym ponownie spotkaliśmy się z ciepłą i życzliwą obsługą, czuliśmy się, jakbyśmy uczestniczyli w taśmowej produkcji usługi hotelowej, gdzie jedynymi liczącymi się parametrami jest liczba klientów obsłużonych w jednostce czasu.

Podsumowanie

Mercure Katowice Centrum to kolejny „przegrzany” przez hotelarzy obiekt, wykorzystywany głównie do branżowego greenwashingu. Te same relacje z tym samym pianiem z zachwytu nad jedną i tą samą zieloną ścianą elewacji przy wejściu do hotelu, robione są chyba według tego samego briefu. Jako ciekawostka – nie udało nam się jeszcze natrafić na relację z „wizyty pr”, w której równie bardzo rozpływano by się nad drugim takim elementem hotelu, zlokalizowanym nieco dalej, od strony ulicy Dworcowej, wzdłuż torów kolejowych.

Hotel ma oczywiście swoje atuty, ale jak to w #typowyAccor bywa – jest nierówny pod względem jakości świadczonych usług. No, chyba, że jesteś blogerem – wtedy wszystko jest genialne!

Dane kontaktowe

Mercure Katowice Centrum
ul. Młyńska 6, 40-098 Katowice

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×

Polub nas na Facebooku!