Skip to main content

Recenzja: British Airways – Klasa Biznes (Club Europe) w Airbus A319 Warszawa – Londyn – Warszawa

Planując podróż do Londynu stanęliśmy przed niełatwym wyborem. Polecieć, jak niemal zawsze, na pokładzie krajowego operatora flagowego, czy przy niewielkiej dopłacie, dać kolejną szansę klasie biznes British Airways? Po wzmożonych dyskusjach i deliberacjach, mimo braku jakichkolwiek dotychczasowych pozytywnych doświadczeń z tą linią, postanowiliśmy dać ponieść się fantazji. Tak oto, drogą kupna, nabyliśmy bilety z Warszawy do Londynu na pokładzie największej brytyjskiej linii lotniczej, w klasie biznes.

Na pierwsze rozczarowanie nie przyszło nam czekać zbyt długo. Nie lataliśmy Britishem tak długo, że udało nam się zapomnieć, iż jest to jeden z nielicznych operatorów pozwalających na wybór miejsca przy biletach klasy biznes jedynie za opłatą, aż do momentu check-inu. Na krótkich lotach europejskich stawki zaczynają się od nieco poniżej dwudziestu funtów. Wybawieniem dla nas jest wyjątek od tej zasady, dzięki któremu posiadacze wysokich statusów w programach linii zrzeszonych w OneWorld mogą zarezerwować fotel bezpłatnie już w czasie dokonywania rezerwacji. Ten etap zakończył się zatem dobrze, ale niesmak na pewno pozostał.

Lot Warszawa – Londyn

Linie: British Airways
Lot: BA 801
Trasa: WAW – LHR
Samolot: Airbus A319
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 07.55 – 09.45

Na kolejne rozczarowanie przyjdzie czas w dniu odlotu. Lecimy „na lekko”, więc od razu, bez zbędnych ceregieli, udajemy się wprost do naszej utartej, tradycyjnej ścieżki w terminalu warszawskiego lotniska. Z objęć prowadzącego nas o świcie wewnętrznego autopilota wyrywa nas odmowa dostępu do szybkiej ścieżki kontroli bezpieczeństwa (fast track). Okazuje się, że produkt premium brytyjskiej linii nie obejmuje tej wydawać by się mogło oczywistej usługi. Na szczęście możemy tu skorzystać z innych uprawnień dających ten przywilej, niemniej, po raz kolejny, jeszcze przed wejściem na pokład samolotu, British Airways potrafi rozczarować.

Salonik „Bolero” w części non-Schengen

Po przejściu kontroli paszportowej zaglądamy jeszcze na chwilę do saloniku Bolero, choć ten otwiera się z opóźnieniem, co skutecznie skraca czas naszej wizyty. Poza wymuszoną restrykcjami pandemicznymi formą serwowania jedzenia niewiele się tu zmieniło od czasu naszej poprzedniej wizyty – szybka herbata, kawa, przekąska i udajemy się do bramki 8N, przy której zaparkowano samolot, którym polecimy do Londynu.

Boarding

Operacja wejścia na pokład rozpoczyna się dokładnie o zadeklarowanym czasie, bez żadnych opóźnień. Jako pierwsi do jet bridge’a wchodzą pasażerowie statusowi oraz ci lecący z przodu kabiny, w klasie biznes.

Fotele – klasa biznes w Airbus A319 British Airways

Fotele, jak to w europejskiej klasie biznes, są takie same dla wszystkich, jedyna różnica polega na pozostawieniu pustego środkowego fotela w klasie biznes. To, co rzuca się w oczy, a w zasadzie dotyka kolan niektórych pasażerów, to bardzo mała odległość między rzędami. Spora liczba europejskich operatorów, mimo braku prawdziwych foteli biznesowych, oddala od siebie kilka pierwszych rzędów, aby zachowując elastyczność, dać najlepiej płacącym gościom nieco więcej komfortu. W przypadku BA nie ma o tym mowy. Warto również odnotować, że fotele, mimo dość świeżego wyglądu, nie oferują żadnych udogodnień. Nie śmiemy wspomnieć o systemie rozrywki pokładowej, ale nie ma tu nawet tak podstawowej w dzisiejszych czasach rzeczy, jak gniazda ładowania gadżetów elektronicznych.

Serwis w trakcie lotu

W trakcie lotu, w obu kabinach zaproponowano pasażerom serwis, składający się odpowiednio – dla klasy ekonomicznej przekąska i woda, plus dodatkowo serwis płatny, a w klasie biznes, nazywanej przez operatora Club Europe, serwowano śniadanie oraz napoje.

Mniej więcej kwadrans po starcie rozpoczyna się pierwszy posiłek dnia w przedniej części kabiny. Na początek napoje – zamawiamy szampana, sok pomarańczowy i tradycyjną angielską herbatę z mlekiem.

Po napojeniu całej kabiny klasy biznes, goście otrzymują tace jedzeniem. Dostępne są dwie opcje – omlet z ricottą lub tradycyjne śniadanie angielskie. Pierwsze danie okazuje się niezłym wyborem, choć co do zasady nie jesteśmy miłośnikami lotniczych omletów. Ten okazuje się smaczny, nie nazbyt wysuszony, pozbawiony zwyczajowej gumowatej konsystencji tego dania serwowanego w przestworzach. W przypadku zestawu angielskiego, jako główny element otrzymujemy jajecznicę z proszku. I tu znów zaskoczenie. Nie jest to masa wysuszona na wiór, ale doprawiona, wilgotna potrawa. Mimo wszystko, faktury dania nie da się ukryć, oszukać, ani zamaskować. Reszta elementów śniadania jest poprawna, choć w żaden sposób nie wyjątkowa.

Pasażerowie mogą jeszcze skorzystać z roznoszonych i serwowanych z koszyczka jogurtów, a także batoników owocowych bądź śniadaniowych.

Po niemal godzinie od rozpoczęcia serwisu wszyscy goście mają już ponownie czyste i wolne stoliki.

Korzystając z okazji, którą jest pojawienie się w ofercie Club Europe ginu o jakże adekwatnej nazwie Aviator, prosimy Stewarda o przygotowanie tradycyjnego Gin&Tonic. Niestety, mimo sporego zapasu czasu do lądowania, cała obsługa znika w czeluściach pokładowej kuchni, a wraz z nią nasze zamówienie i nadzieję na G&T. Stewardów zobaczymy ponownie dopiero w czasie przygotowań kabiny do lądowania.

System rozrywki

Na pokładzie brytyjskiego Airbusa A319 brak jakichkolwiek elementów systemu rozrywki pokładowej lub innych udogodnień, jak gniazda ładowania, czy choćby specjalne uchwyty na telefony/tablety w oparciach foteli przed nami, jak ma to miejsce w odnowionych kabinach TAP Portugal.

Obsługa

Załoga kabinowa British Airways na naszym locie do Londynu, mimo, że grzeczna i miejscami sprawna, była co do zasady bierna i przez większość czasu nieobecna w kabinie. Poza momentami obowiązkowych elementów serwisu, Stewardowie nie byli zainteresowani potrzebami pasażerów.

Lądowanie w Londynie

Przed lądowaniem w Londynie mamy okazję podziwiać ładne widoki przede wszystkim na inne maszyny, oczekujące na swoją kolej w holdingu, co było i naszym udziałem.

Kiedy wreszcie uda nam się przyziemić, przez dłuższy czas stoimy na płycie. Wreszcie, po kilkunastu minutach Pierwszy Oficer informuje nas, że oczekujemy na pojawienie się obsługi technicznej jet bridge’a. Po kolejnych dziesięciu minutach docieramy wreszcie do terminalu, a po kolejnych pięciu otwierają się drzwi samolotu. Jeszcze tylko walka z awaryjnymi bramkami ABC i już jesteśmy w Londynie!

Lot Londyn – Warszawa

Linie: British Airways
Lot: BA 850
Trasa: LHR – WAW
Samolot: Airbus A319
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 15.15 – 18.50

Check – in

Jak już wspomniano, podróżowaliśmy „na lekko”, więc odprawa była czystą formalnością. Dokonaliśmy jej przez internet, z lekkim zaskoczeniem odnotowując, że przesłane karty pokładowe zawierają informację o dostępie do szybkiej ścieżki odprawy bezpieczeństwa (fast track). Przybywając na teren flagowego terminalu brytyjskiego przewoźnika – T5 na lotnisku Heathrow, mogliśmy zatem ominąć stanowiska odprawy i udać się bezpośrednio do zlokalizowanych na krańcach budynku przejść kontroli bezpieczeństwa.

Tu czeka nas spore zaskoczenie – kolejki do SZYBKIEJ ścieżki są dłuższe niż te do „normalnej” w Warszawie. Cały tłum pasażerów poruszał się powoli, więc w kolejce spędziliśmy dobre pół godziny. Jak można się domyśleć, również Pracownicy przeprowadzający procedury sprawdzające ani się nie spieszyli, ani nie wydawali się zbyt przyjaźni w stosunku do pasażerów. Swoisty ludzki „taśmociąg” pracował powoli i bez entuzjazmu.

Bezpośrednio za kontrolą bezpieczeństwa znajdował się dostępny dla nas lounge – British Airways North Lounge.

Salonik British Airways Galleries Lounge, North

Wejście do saloniku również poprzedzone było oczekiwaniem w sporej kolejce. Na miejscu, w każdym z wchodzących w skład lounge pomieszczeń panował tłok i harmider. Znalezienie wolnego miejsca zajęło nam dobre kilkanaście minut.

Z wielu „atrakcji” oferowanych przed odlotem przez British Airways zapamiętamy niedziałający, choć nachalnie wręcz promowany system zamawiania posiłków i napoi bezpośrednio do stolika przez aplikację, a także sprawujące pełne panowanie nad loungem i obecne dosłownie wszędzie gołębie.

Boarding

Proces wchodzeni na pokład wygląda nieco inaczej niż w Warszawie. Tu w pierwszej kolejności do samolotu zapraszani są rodzice z małymi dziećmi, oraz osoby z ograniczeniami ruchowymi, potrzebujące więcej czasu na rozgoszczenie się w kabinie. W następnej kolejności wchodzą pasażerowie statusowi oraz goście lecący klasą biznes.

W tym miejscu spotyka nas kolejne zaskoczenie. Mimo tak zaplanowanej kolejności wejścia na pokład, do samolotu przewiezieni zostaniemy autobusem. Najpierw kilkanaście minut czekamy na zapełnienie się naszego tymczasowego środka lokomocji, a następnie przez kolejny kwadrans krążymy po zakamarkach Heathrow, zanim dotrzemy do samolotu.

Mimo, że jechaliśmy pierwszym autobusem, kiedy wejdziemy do kabiny samolotu, niemal wszystkie schowki w kabinie klasy biznes będą już zajęte. Mamy déjà vu z lotu do Edynburga.

Fotele – klasa biznes w Airbus A320 British Airways

Jako, że przed naszym pojawieniem się na pokładzie samolotu weszło do niego już kilkanaście osób, nie mamy możliwości sfotografowania kabiny bez pasażerów. Nie ma to jednak większego znaczenia. Do Warszawy wracać będziemy na pokładzie samolotu, którym przylecieliśmy do Londynu.

Serwis w trakcie lotu

Około dwudziestu minut po starcie rozpoczyna się serwis. Dwie Stewardesy obsługują jeden wózek i na początek proponują pasażerom napoje. Powiedzieć, że wszystko idzie bardzo wolno, to jak nic nie powiedzieć. Po kilkunastu minutach od rozpoczęcia działań w pełni nie został obsłużony nawet pierwszy rząd pasażerów – Stewardesom ciągle czegoś brakuje, przerywają serwis, udają się do pokładowej kuchni, wracają do kabiny, znów udają się do kuchni. W kabinie panuje chaos.

Kiedy wreszcie nadchodzi nasza kolej, zamawiamy drink, którego nie podano nam w drodze do celu, czyli gin Aviation z tonikiem.

Po podaniu napoi mamy czas na decyzję w sprawie wyboru jedzenia. Decydujemy się na malezyjskie curry z bakłażana z ryżem kokosowym i warzywami stir fry, oraz policzki wołowe z ziemniakami puree i warzywami.

Pierwsze z dań, mimo, że smaczne, rozczarowuje nieco proporcjami. Curry bardzo delikatne, zawiera niewielką ilość sosu, co sprawia, że ryż z dodatkiem wiórków kokosowych przychodzi nam zjeść niemal w całości „na sucho”. W przypadku policzków wołowych mamy wątpliwości co do puree – jest tak rzadkie, że trudno je jeść widelcem. Samo mięso jest soczyste, kruche i delikatne, tak jak powinno być.

Śmiech na naszych twarzach wzbudza zaserwowana do obiadu sałatka – niezbyt świeże, wymęczone warzywa w towarzystwie soczewicy nazwane zostały sałatką grecką. Nie dość, że nie da się tego dania zjeść, to jeszcze łączenie go z Grecją jest nader nieadekwatne, żeby nie powiedzieć, że obraźliwe dla kraju olimpijskich bogów.

Nieprzyjemnie wyglądają też podane sery – są powysychane ze wszystkich stron.

Do gustu przypadł nam za to deser – głównie za sprawą tego, że nie został potwornie przesłodzony.

Na pochwałę zasługuje też sok pomidorowy. Wiele linii serwuje w jego miejsce rozwodniony koncentrat pomidorowy, którego mimo szczerych chęci nie jesteśmy w stanie wypić. Ten serwowany przez British Airways jest wyraźny w smaku, z odpowiednim balansem umami, kwaśności i słodyczy.

Po posiłku zamawiamy gorącą czekoladę oraz herbatę z mlekiem, podczas podawania której Stewardesa upewnia się kilkukrotnie, czy dolana przez nią z dzbanka ilość mleka jest odpowiednia.

Obsługa

Załoga na naszym rejsie powrotnym, podobnie jak na locie do Londynu była przez większą część czasu nieobecna w kabinie. Przeprowadzany serwis był bardzo chaotyczny – dania ciepłe podano pasażerom pod folią, Stewardesy ciągle musiały biegać po kolejne elementy zamawianych napoi do pokładowej kuchni, przez co całość ich działań ciągnęła się w nieskończoność.

Lądowanie w Warszawie

Do Warszawy docieramy kilkanaście minut po planowym czasie. Ze względu na panujące w czasie naszej wyprawy regulacje, trasa z samolotu do wyjścia z terminalu zajmuje nam około czterdzieści minut.

Podsumowanie

Gdyby nie atrakcyjna stawka za podróż w klasie biznes, bylibyśmy rozczarowani naszą wyprawą podobnie, jak to miało miejsce w przypadku naszego lotu z Londynu do Edynburga. Mimo, że serwis może wydawać się rozbudowany, chaotyczny sposób jego prowadzenia przez część Załóg, w połączeniu z całkowitym brakiem zainteresowania gośćmi, niemal apatią, wypada dość słabo. Na plus nie można też brytyjskiej linii zaliczyć wygody w kabinie, gdzie głównym winowajcą jest zastosowana odległość między rzędami, co skutkuje bardzo małą ilością miejsca na nogi.

Reasumując – klasa biznes British Airways na trasach takich jak ta z Warszawy do Londynu, przy odpowiedniej cenie, może być ciekawą alternatywą dla osób zmuszonych przewieźć znaczną ilość rzeczy do stolicy Zjednoczonego Królestwa. Limit bagażu, dla kogoś, kto go rzeczywiście potrzebuje, może być czynnikiem przeważającym dla tej oferty. W innym wypadku – jeśli liczycie na szczególne przeżycia podróżnicze – to traficie raczej pod niewłaściwy adres.

Galeria

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

×

Polub nas na Facebooku!